S. Chałaśkiewicz: „Widzew to klub, dla którego zostawiłem serce”

3 kwietnia 2018, 18:51 | Autor:



– Biorąc pod uwagę pana piłkarską ambicję, może być pan wzorem dla młodych piłkarzy, którymi się pan obecnie zajmuje. Młodzież, która teoretycznie powinna rozwijać się łatwiej, niż za pana czasów, ma trudniej ze względu na skomputeryzowanie.

– Na pewno praca z młodzieżą jest bardzo odpowiedzialna, wymagająca. Nie można robić tego na pół gwizdka, bo wszystko później widać. Przez te lata, a pracuję z młodzieżą dziesięć lat, naprawdę dużo zrobiłem. Zdobyłem dwa razy mistrzostwo Polski, jeżeli można tak nazwać turnieje Deichmanna. Udało mi się wygrać w kategorii U-9 i później to powtórzyć. W U-11 też wygraliśmy. W ramach nagrody byliśmy w Barcelonie i Monachium. Chyba nikomu oprócz nas się to nie udało. Wygraliśmy dużo zawodów międzynarodowych i polskich. Było sporo pracy i jestem z tego zadowolony. Nie wiem, jak się dalej potoczyła kariera tych chłopców, bo kilku poszło dalej, szukać nowych wyzwań. Prowadzę swoją szkółkę piłkarską, nie jestem klubem. Nie mogę być konkurencją dla innych klubów. Mam inne podejście. Uczę młodzież grać w piłkę, nie stawiam na wynik. Chcę ich nauczyć jak najwięcej, by to im się w przyszłości przydało. W niektórych klubach liczy się tylko wynik, siła. Dlatego widać, że tej młodzieży nie mamy. To jest szkolenie oparte na „im wyższy, tym lepszy”. Wiadomo, różnie dzieci się rozwijają, a ze względu na swój wzrost czy wagę są eliminowani. Koniec końców, może się okazać, że ten odrzucony zawodnik będzie grał w piłkę, bo ma umiejętności i sobie poradzi. Sam byłem niedużym graczem, też mnie skreślano ze względu na warunki fizyczne. Miałem kilka rozmów, że wzięliby mnie do reprezentacji, ale jestem za niski. Nie tędy droga. Dlatego staram się to chłopcom wpajać, że ciężką pracą i wytrwałością można osiągnąć więcej, niż tylko talentem.

– Pozwolę sobie przytoczyć pana słowa: „Talent można mieć, ale trzeba nad nim pracować”. Młody piłkarz może łatwiej czerpać dobre wzorce pod względem pracy, niż za pana czasów, gdzie jak już wspomniałem, łatwo było znaleźć informację, jak piłkarze imprezują. Teraz codziennością są filmy, gdzie Robert Lewandowski, piłkarz klasy światowej, zostaje po treningu i pracuje nad swoimi umiejętnościami.

– Jeżeli zawodnik chce się rozwijać, musi nad sobą pracować bez względu na wiek. Ja grałem piłkę do 41. roku życia i przez ten czas zawsze uczyłem się czegoś nowego. Jak się ma 18 lat, nie można spocząć na laurach, jeżeli się osiągnęło pewien poziom. Piłkarzom się wydaje, że w pewnym momencie nie muszą już pracować nad sobą, bo są gwiazdami. Często ci młodzi później nie dają sobie rady. Dochodzi cięższy trening, trzeba dać więcej od siebie i nie każdy się na to decyduje. Myślę, że to dobra droga – pracować, pracować, pracować. Jeżeli widać, że są braki, nie ma techniki uderzenia, dobrego dośrodkowania, to dobrze jest zostać dla siebie po treningu. Nie każdy piłkarz to rozumie. Są gracze, którzy zostają i pracują, ale jest spore grono, które chce tylko odbębnić trening, wrócić do domu i zająć się swoim życiem.

– Po docenionej pracy w Zawiszy Rzgów dziennikarze informowali, że Widzew sondował objęcie przez pana pierwszego zespołu. Nie udało się to, jednak gdyby pojawiła się taka propozycja w przyszłości, przyjąłby ją pan?

– Widzewowi nie powinno się odmawiać. Są kluby, którym się nie odmawia. Jeżeli byłaby to praca na zdrowych warunkach, to nie ma problemu. Wielu byłych piłkarzy z chęcią by Widzewowi pomogło, gdyby klub wyraził chęć takiej współpracy. Na razie nikt tego nie proponował. Ja robię swoje, pracuję z młodzieżą. Szkoda, że w Widzewie są popełniane te same błędy. Nie próbują korzystać z tego doświadczenia, z chłopaków, którzy grali w Widzewie i oddali serce temu klubowi na boisku. Potrzeba tego, więcej serca, więcej „widzewskiego charakteru”, żeby piłkarze, którzy przychodzą, czuli tę atmosferę. Sami kibice, którzy tutaj są, nie wystarczą. Zawsze to podnosi renomę klubu, gdy pamięta się o piłkarzach, stara się ich integrować z widzewską publicznością.



– Powiedział pan, że są powielane błędy. Trenował pan widzewską młodzież za czasów Sylwestra Cacka. Później okazało się, że przez jego poczynania Widzew zaczynał od czwartej ligi. Czy za czasów pana pracy było już widać, że Cacek traci panowanie nad klubem?

– Przewidziałem taką sytuację. Z tego powodu straciłem pracę, bo mówiłem o tym głośno, że źle się dzieje, że źle jest to prowadzone. Pieniądze były, robiono transfery z dużym rozmachem. Można było te pieniądze inaczej spożytkować i Widzew nadal byłby w elicie. Postawiono bardziej na firmę, a nie na klub sportowy. Za dużo ludzi było niezwiązanych z piłką. Uczyli się na Widzewie. Uważam, że w klubie powinni pracować ludzie, którzy żyją piłką, robili to na co dzień i każdy z nich ma swoje zdanie. Można wtedy usiąść przy stole i porozmawiać: jak to widzisz, czego brakuje, co byś zmienił. Nie można rozmawiać z ludźmi, którzy zajmują się biznesami, a nie znają szatni, klimatu, który wokół piłki panuje. Teraz powoli Widzew się zmienia. Przyszedł Franciszek Smuda, Tomek Łapiński. To na taki klub i tak trochę mało. Teraz już trzeba myśleć, by byli skauci, którzy będą szukali zawodników na następny sezon. Bo to nie jest tak, że sezon się skończy i będziemy szukać piłkarzy. Wtedy będzie już za późno. Przynajmniej rok wcześniej trzeba szukać piłkarza na daną pozycję. Trzeba jeździć, rozmawiać z ludźmi. Jeśli pojedzie ktoś, kto grał w piłkę, ktoś związany z klubem, to wiadomo, że nie przyjechała anonimowa osoba, która sprzedawała wcześniej kwiatki. Mówi się, że piłkarze nie chcą chwilowo być w Widzewie, bo na razie gra w trzeciej lidze. W takiej sytuacji duże znaczenie ma to, kto z piłkarzem rozmawia i kto go przekonuje do gry w Łodzi.

– Zwłaszcza że część piłkarzy odmawiała Widzewowi nie z racji tego, gdzie Widzew gra, a z powodu strachu przed presją, grą przed 17 tysiącami widzów.

– Który piłkarz nie chce grać przy większej publiczności? To nie są piłkarze, tylko pseudopiłkarze. Pamiętam za moich czasów, ludzie krzyczeli, jak był doping, to chciało się grać. Mecz mógł trwać dwie godziny, a nie dziewięćdziesiąt minut. Chce się grać w takiej atmosferze. Dla mnie nie jest to przekonujące, że presja, bo 17 tysięcy widzów. Każdy piłkarz chciałby grać przy takiej publice.

– Właśnie mnie to zastanawiało. Przecież im więcej osób jest na meczu, tym teoretycznie łatwiej się gra.

– Inaczej wychodzi się na stadion, gdzie jest 100 osób, bo to jest tak, jakby się przychodziło na trening. U nas na treningu potrafiło być 30 osób i oglądali zajęcia z trybun. Grać przy 17 tysiącach ludzi, na tym poziomie, to jest fenomen. Oprawa meczu i świętowanie na stadionie. To jest piękne. Mam już swoje lata, ale aż chce się ubrać i wyjść na boisko dla takiej publiczności.

– Wygrywał pan wiele spotkań, strzelił pan dużo bramek w trakcie kariery. W najważniejszym spotkaniu, już po karierze, też odniósł pan zwycięstwo.

– Na pewno. To nie są miłe chwile. Starałem się to ukryć, ale gdzieś to wyszło. Na razie jest wszystko w porządku. Chorobę też mam za sobą. Kontroluję to na bieżąco, więc myślę, że to już się nie wydarzy. Choć nigdy nie należy mówić nigdy, bo czasami w życiu różnie bywa. Skupiam się na pracy, na trenowaniu młodych chłopaków, których lubię i szanuję. Staram się, by jak najwięcej z nich grało w piłkę.

– Czego kibice Widzewa mogą panu życzyć na następne dziewięć miesięcy tego roku?

– Kibice nie muszą mi nic życzyć. Powinni za to życzyć sobie awansu, by Widzew wrócił do Ekstraklasy, by był klubem, o którym wszyscy mówią. Nie tylko w kontekście kibiców, ale również drużyny na boisku. Bo o to chodzi, by mówiono, że Widzew to drużyna z charakterem, która potrafi z każdym wygrać i jest najlepsza w Polsce.

Łukasz Karpiak

Szkółka piłkarska Sławomira Chałaśkiewicza prowadzi aktualnie nabór chłopców z roczników 2004 i 2005, a także 2009-2012.



WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:

1 2

Subskrybuj
Powiadom o
7 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zygmunt
6 lat temu

Pamiętam Chałasia, także z tego powodu, że nigdy nie miałem problemu z odróżnieniem go od innych piłkarzy Widzewa na moim starym, czarno-białym TV, a to dzięki jego białej, długiej czuprynie – przynajmniej do czasu przyjścia Miąszkiewicza :-). Był całkiem dobrym piłkarzem, „zadziorą”, chociaż wrostem się nie wyróżniał, nie uciekał przed rosłym rywalem. Szkoda, że po powrocie do ekstraklasy w ’91, odszedł z Widzewa już po jednym sezonie, kiedy zaczęła się tworzyć naprawdę niezła paczka. Ale wtedy były takie czasy, jak ktoś miał szanse to uciekał na piłkarskie saksy na zachód.

Jura
Odpowiedź do  Zygmunt
6 lat temu

Miąszkiewicz miał krótkie włosy ;-)

Zygmunt
Odpowiedź do  Jura
6 lat temu

Racja :-), ale był takim samym białasem jak Chałaś i Wiesiu Cisek. Tyle, że Cisek był słusznej postury a Chałaś i Miąszkiewicz drobnej, więc trudno ich było czasami odróżnić. W ogóle jak pamiętasz, wtedy wielu podstawowych graczy z formacji ofensywnej miało średnią wzrostu ok. 170 cm (Chałaś, Miaszkiewicz, Bogdan Jóźwiak, Leszek Iwanicki). Kosowski to był gigant między nimi :-).

Dino1969
6 lat temu

Przweciez to strzelec zwycieskiej bramki z legła na ł3 , pierwsze zwyciestwo widzewa w stolicy…

Darudes
6 lat temu

Bardzo przyjemny wywiad, aż szkoda że tylko 2 strony ;) Jak to stwierdził Sławek, Widzew powinien stać byłymi pilkarzami, którzy w dalszej czy też swieższej historii, budowali sukcesy Widzewa. Stanowili o jego sile, byli indywidualnie najlepsi, ambitni zdolni I waleczni a tworząc zespół, stanowili monolit, ścianę nie do przejścia I nie do rozbicia. Sławku 100% racji. Właśnie takich charakternych ludzi jak Ty, Widzew potrzebuje. Obecnej drużynie jeszcze wiele brakuje, jeszcze wielu odejdzie z zespołu I wielu przyjdzie, przed nimi bardzo dużo pracy, ale trud czasem się „opłaca” a sukcesy są na wyciągnięcie ręki :) Widzew się odradza, proces budowy jest… Czytaj więcej »

Widzewiak
Odpowiedź do  Darudes
6 lat temu

Stare miasto ;)

6 lat temu

Ja Go pamiętam z sezonu 88/89, z racji tego że to był mój pierwszy, gdy zacząłem jeździć na mecze. I paradoksalnie w przegranym meczu ze Śląskiem (1-2) ten Gość, zapadł mi najbardziej w pamięć (chodził na skrzydle jakby miał motor ;)). Piłkarze, mimo że mecz przegrany, dostali gromkie brawa. Z nadzieją czekałem na rewanż, a tu zonk. Chała wylądował w Śląsku i do tego załadował nam bramkę w końcówce meczu. Nie mam do niego żalu (taki zawód), ale do ówczesnych działaczy, trenerów, już tak. Jak można było się pozbyć takiego gracza?

7
0
Would love your thoughts, please comment.x