M. Kazimierowicz: „Trzeba wziąć sprawę na poważnie”

14 marca 2020, 19:30 | Autor:

Sobota miała być wyjątkowym dniem dla Macieja Kazimierowicza. Pomocnik, który od stycznia reprezentuje barwy Skry Częstochowa, miał dziś wrócić do „Serca Łodzi”. Niestety, z uwagi na odwołanie meczu nie było to możliwe. I tak postanowiliśmy z nim jednak porozmawiać.

– Mecz Widzewa ze Skrą ostatecznie nie dojdzie do skutku. Jak oceniasz tę decyzję?

– Według mnie postąpiono słusznie. Rozgrywki są na razie zawieszone i czekamy na to, jak rozwinie się sytuacja. Ja mam nadzieję, że jeszcze do nich wrócimy.

– Warto poczekać, nawet do maja czy czerwca, i spróbować dokończyć sezon?

– Jeżeli byłaby taka możliwość, nawet gdyby wiązała się z graniem co trzy dni w czerwcu, to jasne, że chciałoby się dokończenia sezonu. Są jednak rzeczy ważne i ważniejsze, dlatego musimy się liczyć z tym, że tego czasu może nie starczyć.

– Jeszcze w czwartek prezes Boniek zachęcał wszystkich do pozostania w domu, ale was wysyłał na boisko.

– Dla nas było to trochę niejasne podejście. Na szczęście władze się zreflektowały, że rozgrywanie tych meczów w obecnych warunkach nie ma żadnego sensu. Tak jak już powiedziałem, moim zdaniem to bardzo dobra decyzja. Teraz musimy czekać na rozwój sytuacji.

– Teraz, po odwołaniu meczu, też przyłączysz się do akcji i zostaniesz w domu?

– Zdecydowanie musimy to przeczekać. Wiadomo, ktoś może bagatelizować sprawę i myśleć, że jego to nie dotyczy, aczkolwiek zarażeni zapewne myśleli tak samo. Trzeba wziąć sprawę na poważnie, dostosować się do wszelkich zaleceń, a wszystko się dobrze skończy.

– To miał być dla ciebie powrót do Łodzi. Odkąd odszedłeś, sporo działo się w twoim życiu. Można by chyba nawet napisać o tym książkę.

– Albo nagrać film o niezłym scenariuszu. Trochę się faktycznie podziało, niestety w zdecydowanej większości na niekorzyść. Podjęte przeze mnie decyzje i obdarzenie zaufaniem nieodpowiednich ludzi spowodowały, że znalazłem się nie w tym miejscu, w którym powinienem, a na pewno nie w tym, w którym chciałem się znaleźć.

– Po rozstaniu z Widzewem trafiłeś do Bałtyku Gdynia, który miał bardzo ambitne plany. Wyszło zupełnie inaczej.

– Miałem przedstawiony gotowy projekt, który był bardzo ciekawy. Niestety, odpowiedzialny za niego człowiek okazał się oszustem. Zostałem oszukany, zresztą nie tylko ja, ale również inni piłkarze. Gdy odchodziłem z Widzewa, miałem propozycje z zespołów z II ligi, lecz z nich nie skorzystałem. Mogę się tylko bić w pierś. Życie uczy, że trzeba odpowiadać za podejmowane przez siebie decyzje. Może tak miało być i musiałem ponieść te konsekwencje.

– Szybko wróciłeś do II ligi, choć do klubu o kompletnie innych celach niż Widzew.

– Interesowało się mną kilka klubów, ale Skra była najbardziej konkretna, więc po rozmowie z trenerem zdecydowałem się na grę w niej. Zdaję sobie sprawę, że nasza sytuacja nie jest łatwa, mamy jednak potencjał, by zostać w lidze. Jeżeli szczęście dopisze i rozgrywki zostaną dokończone w pełnym wymiarze, to się utrzymamy. Na ten moment niestety spadamy, dlatego musimy po prostu czekać na rozwój sytuacji.

– Macie spory problem z grą na wyjazdach. Liczyliście, że na Widzewie uda się przełamać?

– Przepisy mówią jasno, że obecnie spadamy, ale brakuje nam jednego miejsca do bezpiecznej strefy, różnica punktowa też nie jest wielka, dlatego wciąż mamy o co grać. Mecz z Widzewem na pewno miał być dla nas dużą motywacją i chęcią udowodnienia czegoś. Nie wychodziła nam gra na wyjazdach ze słabszymi rywalami, liczyliśmy, że może uda się z kimś mocniejszym.

– W Widzewie grałeś przy pełnych trybunach, w Bałtyku i Skrze wręcz odwrotnie. To robi różnicę?

– Tak, ale może nie podczas samego meczu, tylko już dookoła niego. Nie można porównywać tych dwóch klubów do Widzewa, aczkolwiek gdzie byśmy nie grali, to zawsze trzeba się skupić tylko na piłce. Inne są oczywiście wrażenia przy siedemnastu tysiącach ludzi, a inne przy kilkuset osobach.

– Widziałem, że wciąż próbujesz zaskakiwać bramkarzy rywali strzałami z dystansu. To już taki twój znak rozpoznawczy?

– To raczej po prostu decyzja na boisku. Zazwyczaj mam w głowie to, że gdy drużyna przeciwnika jest w ataku pozycyjnym, to po stracie piłki bramkarz siłą rzeczy znajduje się nieco wyżej. Mam na tyle silne i precyzyjne uderzenie, że jeżeli oddam strzał szybko, to jestem w stanie go zaskoczyć. Kilka razy wyszło, ale kilka prób było bardzo nieudanych. W meczu z Widzewem trudno byłoby mi to o coś takiego pokusić, bo Wojtek Pawłowski mnie bardzo dobrze zna i wie, czego się po mnie spodziewać (śmiech).

Rozmawiał Karpiu

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zygmunt
4 lat temu

Kazik, masz pozdrowienia z Farina bianco! Cienko przędą od kiedy wyjechałeś z Łodzi ;-).

Widzewole
4 lat temu

Oj ciężkie dla czasy redakcji widać po tematach

2
0
Would love your thoughts, please comment.x