R. Stępień: „Rozumiem Cacka, ale to efekt jego decyzji”

17 czerwca 2015, 11:01 | Autor:

Stępień_Cacek

„Jestem człowiekiem sportu. Pomagałem i jeśli będzie taka potrzeba, znów pomogę”” – mówi Roman Stępień. Prezes SMS Łódź niedawno na łamach sport.pl zgłaszał akces do udziału w odbudowie Widzewa. Jak  to widzi, opowiadał portalowi WTM.

– Jaką drogą chciałby Pan pójść, jako osoba odbudowująca klub? Skąd by Pan wziął na to środki?

– Na dzisiaj nie mam pojęcia. Wszystko zależeć będzie od tego, jaka będzie intencja środowiska i kibiców. Sprawa braku pieniędzy na ten moment jest drugorzędna. Kibice muszą jasno sprecyzować, czego oczekują. Tak samo Miasto musi określić się, na ile jest w stanie się zaangażować. Bez niego nie zdobędziemy ani jednego sponsora. Bez roli Miasta nie pomogą nawet największe pieniądze.

– Jaką rolę Prezes widziałby dla środowisk kibiców w całym tym przedsięwzięciu?

– Kibice muszą być podmiotem, który będzie zajmował się stricte tym, czym dotychczas. Musi też zawierzyć ludziom, którzy wezmą się odbudowę Widzew. Jakieś środki będą potrzebne, ale przede wszystkim potrzeba jest zmienić organizację klubu, mieć plan nie na chwilę, a na rok, dwa, czy trzy lata. Bez tego nie ma o czym mówić.

– Pana zdanie lokalny biznes chciałby pomóc, reklamując się przy tym?

– Powiem Panu tak: dzisiaj już nie ma Świętych Mikołajów, którzy wyjmą z kieszeni 20 milionów, czy choćby 5 milionów. Proszę spojrzeć choćby na Pana Cacka, którego nie darzę sympatią, ale wiem, że wyłożył swoje prywatne środki i może mieć teraz o to żal. Gdyby wziął się do roboty, może wyglądałoby to inaczej. Ale dzisiaj, to trzeba już zaczynać od zera, bo długów jest tyle, że spłacając je, nie wystarczy na codziennie życie klubu lub na odwrót. Czasy się zmieniły, dzisiaj po chwili na konto wejdzie komornik i zedrze z ciebie ostatnią złotówkę. A przecież Prezes odpowiada własnym majątkiem, bo takie jest prawo.

– Czyli według Pańskiej opinii należałoby przyjąć tą sądową upadłość i zacząć od podstaw?

– Głowy za to nie dam, bo wszystko w piłce się może zdarzyć. Różne założenia życie potrafi weryfikować. Trzeba jednak zacząć myśleć realnie, bo jutro przyjdzie komornik i Pana zlicytuje. Potrzebna jest jasna deklaracja Miasta, że pomoże w szukaniu sponsorów. W spółkę nie wejdzie, o tym można zapomnieć, ale dać zielone światło i zadeklarować chęć pomocy może.

– Kluczowe będą też warunki wynajmu nowego stadionu.

– To jest sprawa absolutnie fundamentalna dla tego, o czym rozmawiamy. Mając taką bazę można coś budować, ale z tym rosnącym zadłużeniem nie będzie to łatwe. Ale oczywiście ludziom, którzy podejmą się tego zadania, życzę powodzenia. To też da się zrobić.

– Znalazłoby się tu miejsce także dla SMS?

– Jako szkoła dysponujemy wieloma fajnymi, utalentowanymi zawodnikami. Do III ligi, może nawet do II ligi, jesteśmy w stanie klub obsłużyć. To nie są wielkie wydatki finansowe. A w międzyczasie trzeba budować bazę sportową i grupę sponsorów. Takiej bazy nie ma nikt w Polsce. Oferowaliśmy pomoc i ŁKS i Widzewowi, ale oni widzą tylko czubek swojego nosa. Był czas, że Kenig przyszedł do nas na kolanach. Daliśmy mu 100% piłkarzy, boiska i nawet pomogliśmy finansowo i nas brzydko mówiąc – wydymał i zostawił z długami.

– Widzew rozwiązując umowę z Krystianem Nowakiem też Wam nie pomógł.

– Łącznie, jak wyliczyliśmy, daliśmy do Widzewa ponad 10 zawodników i też zostaliśmy załatwieni. Nie dostaliśmy wszystkiego co do złotówki. Co do Nowaka, to prosiliśmy – oddajcie nam kartę. Odszedł za darmo i nic z tego nie mamy. Także ja jestem teraz ostrożniejszy, jeśli chodzi o takie sprawy.

– Niedawno byliśmy świadkami małej burzy, gdy Sylwester Cacek zarzucił Panu stawianie zawyżonych warunków w negocjacjach między klubami.

– Sprawa była prosta – chcieliśmy 25% udziałów w Widzewie. W zamian dalibyśmy zawodników wyszkolonych przez nas, a zysk z ich przyszłych transferów podzieliliśmy po równo. Połowa wracałby na szkolenie młodzieży, a druga zostałaby w klubie. W ten sam sposób współpracujemy m.in. z Jagiellonią Białystok, Legią Warszawa czy Lechią Gdańsk.

– Cacek ma jednak żal o to do Pana. Nawet niedawno dawał mu wyraz w wypowiedzi medialnej przy okazji budowy nowego stadionu.

 – Ja Pana Cacka, jako człowieka, trochę rozumiem i żal mi go. Władował tutaj trochę pieniążków i teraz jest przez to zgorzkniały. Ale pamiętajmy, że to efekt jego decyzji. Znalazł się w takiej sytuacji na własne życzenie. Odrzucił kilka propozycji pomocy – z naszej strony i ze strony Miasta. Podam Panu przykład: Widzew mógł grać mecze na naszym stadionie, a my dostalibyśmy środki na to, by sobie ten obiekt ulepszyć. Każdy by na tym zyskał, kto wie, może utrzymalibyśmy tą I ligę. A w Widzewie postawiono sobie za punkt honoru, że nie będą grali w Łodzi i położą Miasto na łopatki. Nie położyli.

– Nie poddają się jednak. Właściciel nadal walczy i złożył zażalenie na decyzję sądu.

– W życiu nic nie jest proste. Widzew to marka, która na pewno się odbuduje. Pytanie tylko, czy stanie się to prędzej czy później. Trzeba dużo pracy, konsekwencji i samozaparcia. Trzeba też ludzi do tej roboty i to nie takich, którzy będą „ciągnęli w dwie strony”. To jest najgorsze, co może być. Jeżeli Pan Cacek chce dalej ciągnąć ten wózek, to trzeba mu dać szansę. Ale jak mówię, nic nie jest proste.

Rozmawiał Ryan

Foto: smsbeachvolley.pl