Raków Częstochowa – Widzew Łódź (28.10.1990)

25 stycznia 2010, 19:52 | Autor:

28.10.1990r. odbył się w Częstochowie w obecności 5 tysięcy widzów drugoligowy mecz Raków Częstochowa-Widzew Łódź. Wynik 1:0 (1:0) dla gospodarzy nie odzwierciedlał wydarzeń na boisku, ale tak to w piłce nożnej bywa. Dobrą partię rozegrał Tomek Łapiński i był jednym z najlepszych zawodników na boisku. Nie dość, że z łatwością zatrzymywał ataki gospodarzy to też potrafił inicjować grę ofensywną zespołu.

Sam jednak spotkania nie był w stanie zremisować, nie mówiąc już o wygranej. Piłkarze Rakowa po zdobyciu w pierwszej połowie bramki strzelonej przez Wdowiaka grali uważnie w obronie i próbowali kontratakować. Widzewiacy natomiast bili głową w mur a ich niemoc strzelecka uwidoczniła się najwyraźniej w ostatnich 15-20 minutach spotkania. Wtedy Raków rozpaczliwie się bronił stosując tzw. „obronę Częstochowy” a jego kibice ze zdenerwowania „obgryzali paznokcie” i modlili się by sędzia jak najszybciej skończył mecz. Ani Cisek, ani Myśliński, ani Podsiadło czy wprowadzony po przerwie Waliczek nie potrafili jednak pokonać bramkarza gospodarzy i tak już te nieszczęsne 1:0 pozostało do końca spotkania. W 89 minucie grupa wkurzonych fanów Widzewa próbowała „wpaść” na boisko i przerwać pojedynek. Szybka akcja policji z użyciem gazów zamiary te storpedowała, choć wyłamano już siatkę oddzielającą boisko od trybun a kilkanaście osób wtargnęło na bieżnię. „Mundurowi” szybko wyparli ich jednak z powrotem na trybunę i ustawili szpaler, który zablokował miejsce wyłamania siatki w ogrodzeniu. Sędzia po tych wydarzeniach zbytnio nie przedłużał spotkania i jedną bądź dwie minuty później zagwizdał koniec meczu.

Na ten wyjazd główna ekipa kibiców Widzewa w sile ok. 300 osób wyjechała z dworca Kaliskiego a po drodze dosiadały się do pociągu poza łódzkie fan cluby RTS-u. Ostatecznie na dworcu głównym w Częstochowie wysiadło niespełna 400 fanów Widzewa. Ciekawe było to, że na stacji czekało na przyjazd pociągu z Łodzi kilka osób z AZS-u Częstochowa, którzy na widok wysiadających z pociągu zaczęli skandować nazwę łódzkiego klubu, wyrażając do niego dużą sympatię. Uformowany pochód zaczęła eskortować policja i w tym momencie „urwała” się z pod ich skrzydeł ok. 25 osobowa grupa Widzewiaków z łódzkiego osiedla Zarzew. Chcieli sobie wypić kilka browarów i tu trafiła się niespodzianka. Niedaleko od dworca, w jednej z bocznych ulic przyczaiła się ok. 50 osobowa bojówka Rakowa, którą wspomagała kilkuosobowa grupka kibiców z Tych. Doszło do konfrontacji i totalnej zadymy przed dworcem. Dziura z Zarzewa tak wspomina tamto i późniejsze po nich wydarzenia

 

Na początku inicjatywa była po naszej stronie, to my ruszyliśmy na nich pierwsi i byli bardzo zaskoczeni. Walczyliśmy na gołe ręce a oni mieli pasy i łańcuchy tak więc musieliśmy się wycofać. Cała ta bitwa była obserwowana przez bardzo wiele osób wychodzących z dworca i kilka z nich odniosło rany od cegieł, którymi rzucali w nas przeciwnicy. Po całej zadymie zostaliśmy „przygarnięci” przez policjantów, którzy widzieli całe zdarzenie i chyba bali się interweniować. Eskortowali nas później kilka kilometrów przez całe miasto aż przed naszymi oczami ukazała się knajpa z piwem i pozwolili nam na zwilżenie ust pod warunkiem, że będziemy grzeczni. Jakie było wielkie zaskoczenie wszystkich, bo po wejściu do knajpy okazało się, że są tam ci kibole, z którymi godzinę wcześniej walczyliśmy przed dworcem. I tym razem było tak samo, kufle od piwa latały nad głowami, wybiliśmy kilka szyb i zrobiliśmy wypad – „niebiescy” tylko stali i patrzyli się. Walka z knajpy przeniosła się na torowisko, gdzie było pełno kamieni. Ta kanonada trwała do momentu przybycia posiłków policyjnych i rozgonieniu nas wszystkich.

 

W tym samym mniej więcej czasie inna grupka Widzewiaków, która odłączyła się od pochodu, jechała na stadion Rakowa miejskim autobusem. Wysiadając z niego i dochodząc do stadionu słyszała narastający okrzyk „Widzew, Widzew, Łódzki Widzew, co na 1,5 godziny przed meczem wywołało wśród niezbyt jeszcze licznych miejscowych, zwykłych kibiców konsternację i niepewność. Nie wiedzieli czy iść dalej czy się zatrzymać. Widok ich min był jeszcze bardziej ciekawy, gdy wspomniana grupka ryknęła głośnym RTS, RTS. Nadszedł czas wchodzenia na stadion i tutaj następna niespodzianka. Kibice z Łodzi musieli przed wejściem wylegitymować się i zostawali spisywani z dowodów. Wśród nich znajdowało się też kilku z obandażowanymi głowami, po ranach od rzucanych kamieni. Fani Widzewa zajęli pół sektora za bramką po prawej stronie od wejścia głównego i był to sektor, na którym w późniejszych latach zasiadał „młyn” kibiców Rakowa Częstochowa. Na tym meczu kolorowi fani tej drużyny siedzieli jednak w sektorze po przeciwnej stronie boiska, który z kolei w późniejszych latach był sektorem dla kibiców gości. Schodzili się powoli, ale trzeba przyznać, że ostatecznie zameldowali się na meczu w liczbie trochę większej niż Widzewiacy. Nie ma w tym stwierdzeniu ironii, ponieważ był to okres kiedy kibice Widzewa jeździli na wyjazdy najlepiej w Polsce, a działacze wielu klubów byli zaskakiwani ilością fanatyków RTS-u goszczących na ich obiektach. Podczas meczu doping z obu stron przeplatany był wulgarnościami i na tym to właśnie spotkaniu zadebiutowała przyśpiewka „Je..ć Raków , Je..ć , która po pewnym czasie zrobiła dużą karierę w Polsce (zmieniały się tylko nazwy klubów). Kibice Rakowa w przerwie podeszli na kilkadziesiąt metrów do sektora z Widzewiakami, ale wobec kordonu policji swoją inicjatywę ograniczyli do obserwacji składu personalnego przyjezdnych. Powrót do domu odbył się już bez większych wrażeń, aczkolwiek należy napisać, że część grupy wyjazdowej wracającej do Łodzi przez Koluszki, tradycyjnie na tamtejszym dworcu została powitana przez miejscowych fanów Widzewa, którzy z jakiś powodów nie mogli pojechać i którzy chcieli mieć najświeższe informację. Te „mostkowe” powitania pamięta chyba wielu.