Relacja z trybun: Widzew Łódź – GKS Katowice 22.11.2014

24 listopada 2014, 18:50 | Autor:

oprawa_GKS

Pożegnanie stadionu, jakie miało miejsce w sobotę, dostarczyło wielu emocji. Gorąco było i na boisku i na trybunach, gdzie działo się naprawdę sporo. Było chyba wszystko: komplet publiczności, okazałe choreografie, pirotechnika, niezły doping i walka o zwycięstwo do ostatnich minut. Do pełni szczęścia zabrakło jedynie wygranej.

Trwająca od dłuższego czasu „zimna wojna” pomiędzy klubem a kibicami spowodowała,  że coraz mniej osób było chętnych do odwiedzania stadionu w tak dusznej atmosferze. Ostatni mecz na starym stadionie wymagał jednak tego, by odłożyć na bok wszelkie niesnaski i po prostu być tego dnia na trybunach. Godne pożegnanie obiektu, na którym poznawało się przyjaciół, przechodziło szkołę życia i przeżywało wiele emocji sportowych i kibicowskich, był obowiązkiem każdego widzewiaka.

O tym, że chętnych do obejrzenia meczu brakować nie będzie, wiadomo było już od dawna. Z systemu elektronicznego szybko znikały bilety i zapełniały się kolejne wirtualne sektory. Niestety pojemność stadionu, podczas jego ostatnich 90 minut w historii, wyniosła jedynie niecałe 7000 miejsc. Zamknięta „Niciarka” oraz boczne sektory „Prostej” sprawiły, że wiele osób, które nie zdążyły nabyć wejściówek, musiało wybierać: oglądać mecz w TV czy płacić więcej i zasiąść choćby na Krytej.
Spore zamieszanie wywołała właśnie wspomniana transmisja TV. Początkowo spotkanie zaplanowane zostało na godz. 18:00 (myślano też o 19:10), ale mająca prawa do pokazywania rozgrywek stacja Orange Sport wymyśliła sobie, że mecz rozpocznie się już o godz. 14:45. Ważniejsze było dla niej starcie we włoskiej Serie A oraz niszowa gala bokserską – nawet zmasowana akcja kibiców, mająca na celu zmusić „OS” do zmiany zdania, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów.

Postanowiono więc, że wszelkie przygotowywane na ten dzień choreografie (nie mogło ich przecież zabraknąć) zostaną pokazane dopiero w drugiej połowie, gdy zrobi się już ciemniej i jupitery będą świecić pełnią blasku. Zanim jednak doszło do głównego aktu, fanatycy Widzewa przeprowadzili inną ciekawą akcję. Fani z Bałut, Górnej, Starego Widzewa czy Widzewa Wschodu wraz ze wschodnimi fan clubami, na stadion udali się piechotą. Najciekawiej prezentowała się pierwsza trójka, która w pewnym momencie spotkała się w umówionym miejscu i wspólnie przemaszerowała pod bramy! Nie zabrakło przy tym flag na kijach, dopingu oraz pirotechniki.

Jeśli już o niej mowa, to można powiedzieć, że sobotnie popołudnie stało właśnie pod znakiem pirotechniki. Jeszcze na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem zanosiło się na to, że całkiem jej zabraknie. Na stadion wszedł bowiem liczny oddział „kryminalnych”, który podczas oględzin znalazł schowane w pewnym miejscu ok. 100 rac. Radości funkcjonariuszy nie było końca. Cieszyli się oni, jakby trafili szóstkę w totka, myśląc, że udaremnili kibicom wielkie przestępstwo. Nie wiedzieli, jak bardzo się mylili, ale o tym później.

Im bliżej rozpoczęcia spotkania, tym atmosfera wisząca w powietrzu była coraz bardziej napięta i czuć było wyjątkowość tego dnia. Niestety wiele osób musiało chłonąć ją przez dłuższy czas spoza stadionowych bram, bowiem pokonywanie kołowrotków szło momentami bardzo wolno. Po drugiej stronie płotu, w momencie wyjścia piłkarzy z tunelu, nikt już nie miał wątpliwości, że będzie gorąco, gdy z kilku tysięcy gardeł wydobyło się gromkie „RTS”. Warto nadmienić, że przez całe 90 minut na „gnieździe” pojawiło się wielu legendarnych „młynowych”, którzy prowadzili doping przy Piłsudskiego na przestrzeni ostatnich 20 lat! Ta wyprawa w czasie była niesamowitą podróżą!

Zanim jednak rozpoczął się pojedynek, murawę opanowali byli piłkarze, którzy zjechali się do Łodzi na II edycję „Zlotu widzewiaków”. Witały ich okrzyki „Dziękujemy” oraz „Widzew to Wy”. Panowie pojawili się raz jeszcze w przerwie, wykopując do publiczności pamiątkowe piłki. Uhonorowano także Pana Wojciecha Waldę, masażystę, który w klubie pracuje nieprzerwanie od 38 lat!

Z chwilą rozpoczęcia zawodów piłkarze otrzymali wsparcie od Zegara, który skupił się wyłącznie na dopingu dla drużyny. Od czasu do czasu próbowano jeszcze wpłynąć na działaczy, by ci usprawnili wchodzenie kibiców stojących w długich kolejkach. Pokazy ultras, jak już napisano, zaplanowano dopiero na drugą połowę, ale nie oznaczało to, że w pierwszej nie działo się nic ciekawego. Najwięcej emocji pozaboiskowych wzbudził bezwzględnie jeden z fanów, który nagle w 27 minucie meczu wyskoczył z „Prostej” i odziany w enigmatyczny, biały strój podbiegł pod trybunę VIP, gdzie siedział Sylwester Cacek, prezentując mu wspomniane „prześcieradło”. Znajdował się na nim wizerunek właściciela Widzewa oraz napis „Cacek żegnamy”. Cała akcja wzbudziła na trybunach wielkie poruszenie, większość stadionu biła brawa jej bohaterowi, który bez większych problemów wrócił na swoje miejsce!

Sporo działo się też na murawie. Po naprawdę dobrym początku spotkania w wykonaniu gospodarzy, przyszło chwilowe rozprężenie i katowiczanie wyszli na prowadzenie. Stało się więc to, co w ostatnich meczach – po obiecujących 20 minutach, to rywal przeprowadził jedną groźną akcję i strzelił łodzianom gola.
Stracona bramka nieco podcięła skrzydła piłkarzom, ale od tego mieli licznie zgromadzoną publikę, by ta pomogła im wrócić na właściwe tory. Udało się dopiero w doliczonym czasie – w 45 minucie Damian Warchoł wykończył podanie Veljko Batrovicia i stadion eksplodował z radości.

oprawa_GKS

Strzelony gol rozbudził apetyty kibiców, którzy liczyli na kolejne po przerwie. Boisko zmieniło się jednak w pole bitwy, więcej było walki, twardych wejść i fauli, aniżeli jakości czysto piłkarskiej. O emocje zadbali więc sami kibice, którzy zabrali się do prezentacji przygotowanych choreografii. Jako pierwsza popis dała „Prosta”, na płocie której rozwinięto kilkudziesięciometrowy transparent „Stary stadion – zostają wspomnienia. Z nowym stadionem – te same marzenia”. Dopełnieniem tego było morze flag na kijach (głównie z motywem szachownicy), które pokryły całą trybunę. Wisienką na torcie były jednak odpalone przy tej oprawie race oraz czerwone świece dymne, których przecież miało nie być, po brawurowej akcji milicjantów. Blask pirotechniki rozgrzał wszystkich do czerwoności nie tylko z poziomu trybun, ale także z murawy, bowiem część rac dostała skrzydeł i „świeczki” wylądowały na placu gry. Na skutek tego sędzia postanowił już drugi raz tego dnia (pierwszy miał miejsce podczas manifestu kibica w pierwszej połowie) przerwać zawody.

Gdy tylko „Prosta” skończyła swoją zabawę do akcji wkroczyli kibice pod Zegarem. Najpierw trybuna została przykryta starannie malowaną sektorówką przedstawiającą trybunę, którą za chwilę częściowo przykryła przezroczysta folia z wizerunkiem patrona stadionu Ludwika Sobolewskiego, spuszczona powoli z góry. Motywem przewodnim choreografii było hasło na transparencie: „Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. Było to nawiązanie do słynnego cytatu z Jana Pawła II, a zarazem modlitwa o wstawiennictwo śp. „Sobola” o lepsze czasy dla Widzewa! I tej prezentacji towarzyszyło morze czerwonych rac, a także sporadyczne wystrzały „achtungów”, co łódzkich „Kojaków” musiało nieźle zasmucić. Zegarowa pirotechnika również pofrunęła na boisko i arbiter przerwał mecz po raz trzeci.

oprawa_GKS

Ostatnie pół godziny, to stopniowe przejmowanie inicjatywy przez widzewiaków. Przy momentami ogłuszającym dopingu piłkarze robili wszystko, by wygrać, choć niejednokrotnie nadziewali się też na groźne kontry i serca fanów drżały. Nikt nie wyobrażał sobie, że w takim dniu zespół Widzewa może ponieść kolejną porażkę! W końcówce gospodarze całkowicie zepchnęli przeciwnika do obrony, ale katowicka bramka była jak zaklęta. Dopiero w jednej z ostatnich akcji łodzianom udało się zmusić katowiczan do błędu, w polu karnym sfaulowany został Marcin Kozłowski, ale sędzia postanowił „obsrać zbroję” i zamiast podyktować ewidentną jedenastkę, jeszcze ukarał wychowanka Widzewa żółtą kartką!

Choć spotkanie trwało aż 100 minut, wynik nie uległ już zmianie. Remis, w ostatnim meczu na starym stadionie, przyjęto ze sporym niedosytem i żałowano, że tylko kibice wznieśli się tego dnia na wyżyny swoich umiejętności. Piłkarze tej „kropki nad i” nie postawili. Po końcowym gwizdku podopieczni Rafała Pawlaka zrobili jeszcze rundę wokół boiska, przybijając piątki z fanami, dziękując im za doping w tym meczu oraz w całym 2014 roku. Pozbyli się przy tym koszulek i do szatni wchodzili w kurtkach. Po tak dramatycznie słabej jesieni, powinni jednak wracać na golasa. Na szczęście kibice Widzewa są na tyle wyrozumieli, że doskonale rozumieją, iż cała odpowiedzialność za hańbiące klub wyniki spoczywa na Sylwestrze Cacku oraz jego doradach. Może przyjście trenera Wojciecha Stawowego będzie zwiastunem pozytywnych zmian. Miejmy nadzieję, bo co innego pozostało?

Podsumowując ten historyczny dzień można powiedzieć z całą pewnością, że wypadł on doskonale. Stadion został pożegnany w iście kibolski sposób, w starym fanatycznym stylu. Okazałe oprawy, mnóstwo pirotechniki, doniosły śpiew i unosząca się w powietrzu nostalgia wszystkich zgromadzonych wypełniły dumą.
Teraz czeka nas dwuletnia przerwa, a potem odkrywanie nowego obiektu. Czy będzie miał taki sam, magiczny klimat i czy będą na nim panować te same, fanatyczne zasady? To zależy tylko od nas!

Do Widzewa!