Widzew nie strzelił gola od przeszło sześciu godzin!

19 października 2015, 12:21 | Autor:

Mariusz_Rachubiński

Trwa kryzys w zespole Widzewa. Odkąd stery nad nim przejął Marcin Płuska, łodzianie wygrali tylko raz na pięć prób. Stało się to już w debiucie szkoleniowca. RTS rozbił wówczas Stal Głowno 5:1, a fantastyczną skutecznością popisał się autor czterech goli, Kamil Zieliński. Wydawało się, że drużyna w końcu się rozstrzela. Przedwcześnie.

Zimny prysznic przyszedł już po trzech dniach. Widzewiacy pojechali po wygraną do Rosanowa, ale przez większość meczu bili głową w mur. Stworzyli sobie niewiele sytuacji, najlepsze powstały już wtedy, gdy musieli radzić sobie w dziewiątkę i na boisku było więcej miejsca, a rywale opadali z sił. Paradoksalne goście mogli nawet wygrać, ale Mariusz Rachubiński zmarnował nie zasłużenie podyktowanego karnego.

W starciu z LKS-em rozpoczął się nie tylko serial Widzewa, dotyczący braku wygranej, ale też indolencji strzeleckiej. W trzech kolejnych spotkaniach podopieczni Płuski grali wolno, przewidywalnie i nieskutecznie. Do tego za każdym razem popełniali błędy w obronie i dzięki temu przeciwnicy trafiali do siatki. Dwa razy zrobili to piłkarze KS Kutno i Jutrzenki Warta, a raz Zjednoczonych Bełchatów. W efekcie widzewiacy notują serię czterech spotkań bez zwycięstwa i bez strzelonego choćby jednego gola! Ostatnią bramkę dla zespołu Płuski zdobył Nikodem Kasperczak, w końcówce meczu ze Stalą.

Statystyki są brutalne. Widzew nie trafił do siatki od 362 minut, a więc od ponad sześciu godzin grania! W całej lidze mniejszy dorobek bramkowy mają tylko pałętające się w ogonie tabeli Boruta Zgierz i Zawisza Pajęczno. W sobotę sztab szkoleniowy zabrał do Kleszczowa tylko trzech nominalnych obrońców, a na ławce rezerwowych zasiadło aż czterech stricte ofensywnych zawodników. Co z tego, skoro pierwsze zmiany nastąpiły w 81 minucie, a goście oddali przez całe spotkanie dwa celne strzały, w tym jeden przypadkowo?