Wokół meczu z Zawiszą

3 kwietnia 2016, 16:02 | Autor:

Czaplarski_piłkarze

Trzeci raz trybuny stadionu Szkoły Mistrzostwa Sportowego, wypełnione w komplecie, obejrzały zwycięstwo widzewiaków. Było tak, jak oczekiwano: walka, zaangażowanie i skuteczność. Po końcowym gwizdu wszystkim dopisywały wesołe nastroje.

Koszulka Sokołowicza…

Michał Sokołowicz wystąpił nietypowo w białym stroju. Początkowo nie planowano żadnych innowacji. Na grę w tradycyjnej, niebieskiej bluzie bramkarskiej nie chciał się jednak zgodzić sędzia, bowiem w takich samych trykotach po boisku biegać mieli piłkarze Zawiszy. Sokołowicz założył więc…wyjazdową koszulkę z numerem 21, a więc należącą do Daniela Bończaka. Jak widać przyniosła mu ona szczęście, bo „Najer” znów zachował czyste konto.

…i koszulka Humerskiego

Uwagę kibiców przykuwał też drugi z golkiperów, choć dopiero po meczu. Maciej Humerski po ostatnim gwizdku zdjął bluzę bramkarską, pod którą miał koszulkę Widzewa. Nic dziwnego. Wszak „Humer” jest wychowankiem łódzkiego klubu i jego kibicem. „Dziękuję kibicom za przyjęcie” – mówił po spotkaniu. Trybuny skandowały jego nazwisko, choć młodsze roczniki nie za bardzo kojarzyły piłkarza.

Czaplarski ucałował jako pierwszy

Pierwszy raz w tym sezonie widzewiacy mogli wystąpić z herbem na koszulkach. Zastanawialiśmy się, komu pierwszemu dane będzie ucałować święte godło Widzewa. Los sprawił, że był to Michał Czaplarski, który pięknym strzałem z rzutu wolnego otworzył wynik meczu. Trafiło więc na tymczasowego kapitana drużyny i klubowego wychowanka, dla którego obecność herbu na piersi wiele znaczy. „Czapla” nie zapomniał ucałować go po efektownym trafieniu (na zdjęciu)!

Herb w rozmiarze XXL

Odzyskany herb pojawił się nie tylko na koszulkach. Klub przygotował specjalną płachtę o wymiarach 5 metrów x 5 metrów. Na środek boiska wyprowadzili ją piłkarze Widzewa z młodszych roczników. Materiał robił duże wrażenie i podkreślał znaczenie historycznej chwili, jaką było odzyskanie klubowego znaku!

Kolejne zero z tyłu

Widzew wiosną nie traci goli. W trzech meczach żadnemu z przeciwników łodzian nie udało się trafić do siatki. To zasługa dobrze grającej obrony, pewnego bramkarza i ostrożnych ataków rywali. Czasami łodzianom musi pomóc też szczęście. Tak było na przykład w sobotę, gdy jeden z zawodników Zawiszy obił poprzeczkę.

Zapracowany Płuska

Po zwolnieniu Łukasza Kabaszyna sporo pracy miał w sobotę Marcin Płuska. Tworzący w tej chwili jednoosobowy sztab szkoleniowy trener musiał radzić sobie sam. Przed meczem biegał po boisku, przygotowując drużynę do rozgrzewki, jaką sam prowadził. Zawirowania wokół trenerów wpłynęły na jego postawę. Płuska mecz przeżywał  podwójnie, o czym przekonał się m.in. boczny sędzia, który kilkakrotnie musiał uspokajać szkoleniowca Widzewa.