D. Maczurek: „Jako piłkarz do Widzewa raczej nie wrócę”

22 grudnia 2016, 13:11 | Autor:

daniel_maczurek

Daniel Maczurek to jeden z dwójki „Wieluńskich Pechowców”, jak nazwaliśmy jakiś czas temu jego i Łukasza Fornalczyka. Obaj zawodnicy, od dziecka kibicujący Widzewowi, dostali od losu możliwość reprezentowania barw łódzkiego klubu, ale w zaistnieniu w nim przeszkodziły im kontuzje. „Maczur” nie poddał się jednak i spełnia w innych rolach. Został trenerem dziewięciolatków, a niedawno pracował na budowie w Norwegii! Poczytajcie sami!

– Dostąpiłeś zaszczytu gry w ukochanym klubie, ale pewnie obiecywałeś sobie więcej. Moment rozstania bolał?

– Musze przyznać, że moment wygaśnięcia kontraktu z Widzewem był dla mnie początkiem dość ciężkiego okresu. Na dodatek nie mogłem szukać nowego klubu z powodu moich problemów z kolanem. Starałem się wrócić do sprawności na własną rękę. Bardzo dziękuję z tego miejsca doktorowi Grabowskiemu z WAM-u, który bardzo mi pomagał i angażował w to, żebym mógł wrócić do gry.

– Skąd pomysł, żeby wyjechać do pracy do Norwegii?

– Przez ten czas moja sytuacja finansowa stała się dość trudna, dlatego szukałem różnych rozwiązań, aby w jakiś sposób ją podreperować. W końcu, dość nieoczekiwanie, pojawiła się opcja wyjazdu do pracy zagranicą, dokładniej do Norwegii. W ciągu tygodnia zorganizowałem wszystko i byłem już w krainie fiordów.

– Ale nie po to, by zaliczyć testy w Rosenborgu Trondheim?

– Nie (śmiech). Pracowałem tam głównie fizycznie – na budowie. Po dwóch miesiącach pobytu w Norwegii o dziwo nic się nie zawaliło, więc chyba jednak dałem radę w nowym zawodzie. Jeden z kolegów z pracy pochodzi z Ełku, nie zapomniałem wspomnieć mu wyniku meczu z Widzewem (śmiech).

– Zaliczyłeś ciekawą przygodę.

– Norwegia to piękny kraj, choć Polakom kojarzy się głównie jako zimny i nieprzyjemny. Nie miałem za bardzo czasu na zwiedzanie, ale miasto, w którym mieszkałem – Bergen – zachwyciło mnie bardzo. Polecam wszystkim podróżnikom, koniecznie musicie się tam udać!

– Zgaduję, że z sytuacją Widzewa byłeś i jesteś na bieżąco.

– To, co działo się w klubie, śledziłem na bieżąco, mecze oglądałem w Internecie. Sytuacja jest ciężka, bo dwanaście punktów straty do lidera to nie jest mało. Ale przecież słynne hasło Zbigniewa Bońka mówi, że Widzew można ugiąć, ale nie można go złamać! Pokazuje to chociażby liczba karnetów, która jest wręcz niewiarygodna. Za chwilę kupuję jeden dla siebie.

– Poświęcałeś ostatnio czas nie tylko budowlance. Ciągnie cię w stronę zawodu trenera?

– Muszę przyznać, że tak. Latem przebywałem jako trener na obozach piłkarskich, organizowanych przez Polish Soccer Skills. Po tym zgłosiłem chęć zostania trenerem reprezentacji Polish Soccer Skills U-9 – najmłodszego rocznika. Kandydatura została rozpatrzona pozytywnie i razem z dwoma innymi trenerami objęliśmy tą reprezentację. Bardzo się z tego cieszę.

– Sam na razie o poważnym graniu nie myślisz, ale na brak czasu nie narzekasz.

– W niedzielę wróciłem z tygodniowego zgrupowania w Cetniewie. Mega doświadczenie i mnóstwo pozytywnej energii do dalszej pracy. Poza obozami, jako trener PSS mogę prowadzić treningi indywidualne z młodymi piłkarzami. Chciałbym się skupić na tym i na dalszym kształceniu w tym kierunku. Na Facebooku można znaleźć mój profil.

– Masz jeszcze w sobie jakąś cichą nadzieję, że uda się jeszcze zagrać w Widzewie?

– Bardzo chciałbym wrócić do Widzewa, ale wiem, że jako zawodnik jest to już praktycznie niemożliwe. Ale może w innej roli? Czemu nie? Pozdrowienia dla wszystkich kibiców Widzewa. Widzimy się na nowym stadionie!

Rozmawiał Ryan