K. Tlaga: „Każdy mnie pociesza, ale wiem, że zawaliłem”

20 października 2016, 09:36 | Autor:

kamil_tlaga

Kamil Tlaga najpierw toczył walkę z czasem, by zdążyć wyleczyć się na mecz derbowy, a potem walczył z piłkarzami ŁKS. Tak bardzo zależało mu na wygranej, że złapał dwie żółte kartki i osłabił zespół. Jego zdaniem miało to wielki wpływ na końcowy wynik. Co jeszcze mówił WTM o tym prestiżowym spotkaniu?

– W 63. Derbach Łodzi musieliście radzić sobie bez wsparcia kibiców. Ale tylko bezpośrednio, na meczu, bo wcześniej fani dodawali wam otuchy na mieście.

– Odczułem po tym spotkaniu wielką motywację. Usłyszeliśmy wiele ciepłych słów. Kibice mówili z pełną powagą, że wybaczą nam nawet porażkę, bylebyśmy walczyli i zostawili zdrowie na boisku. Po meczu spotkaliśmy się znów pod naszym stadionem i mimo remisu dziękowali nam za walkę. Ja też zostałem rozgrzeszony z tej kartki. Dostałem nawet prezent od kibiców: koszulkę oraz szal. To bardzo budujące, ale w duchu wiem, że zawaliłem.

– Jak doszło do tej drugiej kartki? Nikt się chyba nie spodziewał, że sędzia wyjmie ją z kieszeni.

– Walczyłem o piłkę. Zawodnik ŁKS wybił ją pierwszy, ja nie zdążyłem i go nadepnąłem. Patrzyłem na biegnącego w moją stronę sędziego i liczyłem, że skończy się na reprymendzie, że jeszcze jeden taki faul i wylecę. Nie wiem, czy się pospieszył, czy może miał mnie już wcześniej na oku. Byłem bardzo zmotywowany. Może nawet za bardzo…

– No właśnie. Nie byłeś może „przemotywowany”, jak to się mawia?

– Bardzo zależało mi, żeby zagrać w tym meczu i pokazać się z jak najlepszej strony. Sprawić radość naszym kibicom. Może powinien był odstawić nogę, odpuścić. W takich spotkaniach jednak się nie kalkuluje. Nie analizuje, czy już jest kartka na koncie, czy nie. „Norbi” [Norbert Jędrzejczyk – przyp. WTM] też mnie uczulał, mówił: „Pamiętaj, masz już kartkę. Uważaj”. Specjalnie tego nie zrobiłem, ale skoro sędzia tak zadecydował, nic nie mogłem zrobić.

– Co sobie myślałeś, schodząc do szatni?

– Wierzyłem, że chłopaki dadzą radę. W szatni był telewizor, więc mogłem obejrzeć to, co się działo po moim zejściu. Szkoda, że się nie udało. Został niesmak. Jestem na siebie bardzo zły. Wszyscy mnie pocieszają, mówią, że walka w takim meczu jest czymś normalnym. Wiem jednak, że osłabiłem zespół. Walka z mojej strony była aż nadto i przez to zgubiliśmy dwa punkty.

– Z postawy w drugiej połowie możecie być jednak dumni.

– Każdy z nas dobrze czuł, że pierwsza połowa była dramatyczna. Udało nam się jednak w przerwie zebrać do kupy, wyszliśmy na boisko i było lepiej. Strzeliliśmy jedną bramkę, potem drugą i widzieliśmy po sobie, że to jest to. Kibice ŁKS zaczęli głośno krytykować własny zespół i czuliśmy po nich, że tracą grunt pod nogami. Wkradła im się nerwowość, niedokładne przyjmowanie piłki. Dlatego jestem mega niezadowolony, że straciliśmy bramkę na 2:2. Biorę to na siebie.

– Na dwa dni przed derbami twoje szanse na grę były minimalne. W ŁKS uważają, że to była z waszej strony zasłona dymna.

– To nie była żadna ściema. Naprawdę mam problem. W derbach zagrałem na środkach przeciwbólowych. Gdyby nie kartka, dotrzymałbym do ostatniego gwizdka, ale lekko nie było. We wtorek wracam do rehabilitacji.

– To problem z mięśniem dwugłowym?

– Na starej, zerwanej „dwójce” zrobiła mi się blizna. Problem nie zniknie, dopóki o to odpowiednio nie zadbam. Muszę to rozmasować, uelastycznić. Jestem umówiony z Danielem Głowackim, że będzie o mnie dbał. To świetny fizjoterapeuta. Chce mi pomóc. Po zakończeniu rundy zrobimy dodatkowe badania, żeby wiedzieć, jak wyprowadzić mnie z tej kontuzji.

– Plan był taki, żebyś za wszelką cenę zagrał z ŁKS, a po derbach będzie pauza?

– Nie do końca. Będę robił wszystko, by być do dyspozycji trenera już przed meczem w Morągu. W tamtym tygodniu pracowałem na lekach, zacisnąłem zęby i zagrałem. Teraz też nie chcę osłabiać drużyny, ale jeśli trener uzna, że nie nadaję się do gry, będę się musiał z tym pogodzić.

– Jak przeżyłeś całą tą derbową otoczkę?

– W momencie, gdy wyszliśmy na rozgrzewkę, kibice ŁKS zaczęli nas witać po swojemu. Ta agresja i nienawiść z ich strony strasznie mnie nakręcały. Przyjmowałem to z uśmiechem na twarzy. Lubię takie mecze, tą adrenalinę. Szkoda, że nie było naszych kibiców. Pewnie byliby głośniejsi od gospodarzy. Przykra sprawa – w tym meczu wszystko mieliśmy pod górkę: brak kibiców, kontuzje, gra w dziesiątkę. Mimo to po pierwszej połówce, która była bardzo słaba, wyciągnęliśmy na 2:1.

– Mimo braku wygranej wydaje się, że te derby scalą was jeszcze bardziej jako drużynę.

– W szatni byliśmy zdołowani. Na wyciągnięcie ręki było zwycięstwo. Przez następne pół roku bylibyśmy królami Łodzi i chodzili z głowami wysoko podniesionymi do góry. Dzięki fanom poczuliśmy jednak, że to my jesteśmy takimi niepisanymi zwycięzcami tych derbów. Mimo wszystkich przeciwności nie pękaliśmy. Uważam, że da nam to wielkiego kopa mentalnego!

– Trener Marcin Płuska mówił przed meczem, że nie będzie miał on wielkiego znaczenia dla losów awansu. Wy też tak to odczuwacie?

– Na pierwszym miejscu chcemy być w czerwcu. Teraz zamierzamy utrzymać się w czołówce. Dobrą pozycją wyjściową na wiosnę byłyby maksymalnie trzy punkty straty do lidera. W następnej rundzie większość spotkań zagramy u siebie, na nowym stadionie. Będziemy cisnąć, ile się da. Jesień jednak jeszcze się nie skończyła i nie odpuścimy. Kto wie, może nam uda się spędzić zimę na fotelu lidera? Wtedy niech inni się martwią.

Rozmawiał Ryan