S. Cacek: „Jesienią chcę grać na al. Unii, to mój priorytet!”

25 lutego 2015, 20:02 | Autor:

Sylwester_Cacek

W środowy wieczór gościem programu „Piłka meczowa” był właściciel Widzewa Sylwester Cacek. Biznesmen odpowiadał na pytania prowadzących, Marcina Tarocińskiego i Piotra Krawczyka, dotyczące bieżącej sytuacji sportowo-finansowej klubu oraz kulisów w poszukiwaniu stadionu zastępczego. Nie brakowało kilku sensacyjnych wypowiedzi.

W pierwszej części programu Cacek odpowiadał na pytania dotyczące stadionów zastępczych. Dlaczego wybór padł właśnie na Byczynę? „Bo Burmistrz Poddębic najbardziej chciał nas ugościć,  a do tego przy okazji my też chcemy promować gminę. Właśnie tam potrzebny był najmniejszy wysiłek, by stadion spełniał wymogi I-ligowe. Mapa poszukiwań była bardzo szeroka, jesienią byliśmy przekonani, że będziemy grać w Piotrkowie. Na Komitecie Sterującym sugerowaliśmy, że właśnie tam chcemy grać, ale różne problem spowodowały, że jednak Piotrków musiał odpaść” – powiedział.

Co było powodem, dla którego temat Piotrkowa został zamknięty? „Byłem na spotkaniu z Prezydentem i Dyrektorem MOSiR, które było bardzo pozytywne i przyjazne, ale potem zmieniły się uwarunkowania. Okazało się, że istnieje duże zagrożenie zniszczenia tartanu, które miasto kosztował kilka milionów złotych. Było oczekiwanie, że zagwarantujemy, że bieżnia nie ucierpi, ale jak widać było na meczu z GKS Katowice, nie można było tego obiecać. Po tym spotkaniu musimy teraz grać bez publiczności, w Piotrkowie mogło być różnie, jedna raca mogłaby stopić bieżnię” – tłumaczył Cacek.

W studio TV Toya padło także pytanie o powody, dla których nie kontynuowano rozmów z Aleksandrowem Łódzkim. „Aleksandrów, to był nasz pierwszy wybór. Wydawał się on naturalnym miejscem do grania, przecież stadion nosi imię Włodzimierza Smolarka. Niestety dostaliśmy odpowiedź odmowną” – wyjaśniał Cacek. „Po kłopotach z Piotrkowem sam poprosiłem Grzegorza Waraneckiego, by spotkał się z Burmistrzem. Ten zadeklarował chęć przyjęcia nas, ale mniej zadowolony był Dyrektor MOSiR, głównie z warunków, jakie mogliśmy zaoferować. Poza tym trzeba byłoby wnieść dużo większe nakłady, niż w przypadku Byczyny. Wiem to, bo stadion wizytował, z Podręcznikiem Licencyjnym w ręku, Paweł Młynarczyk. Tam problem byłby większy” – dodawał.

Właściciel Widzewa ujawnił też kulisy negocjacji ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego, zarówno jeśli chodzi o grę drużyny na ich obiekcie, a także wcześniejsze rozmowy na temat współpracy szkoleniowej. „Pana Wiceprezydenta wpuszczona trochę w Maliny. Po mojej zdecydowanej opinii, w której przekazałem mu, jak wyglądały negocjacje z SMS, przyznał mi rację. Po pierwsze spotkanie z SMS było już w grudniu, na którym była mowa o współpracy w zakresie szkolenia. Rozmawialiśmy też na temat możliwości treningów pierwszej drużyny, w trakcie budowy stadionu, ale nam odmówiono. Z tego względu zrealizowaliśmy umowę w Gutowie Małym” – powiedział Prezes. „SMS zaproponował nam ciekawe warunki – chciał wziąć trzy nasze drużyny młodzieżowe na swoje konto, a w zamian dostać 25% udziałów w Widzewie i połowę zysków z transferów! Każdy, kto zna się na piłce, wie, że to są warunki śmieszne!” – zdradził.

Cacek dodawał też: „Oprócz tego mieliśmy przenieść też kilka elementów ze starego stadionu na SMS. O tym, że mamy tam grać, dowiedzieliśmy się potem z mediów, a przecież nie było żadnych szans, by przygotować ten obiekt do grania już w rundzie wiosennej. Miano wpakować tam dwa miliony na siedem meczów? To bez sensu. Moim zdaniem, jedynym celem było podniesienie infrastruktury SMS, a udawano, że chce się pomóc Widzewowi, stawiając nas pod ścianą”.

Prezes Widzewa kontynuował myśl o korzyściach, które z całego przedsięwzięcia zyskałby jego zdaniem tylko SMS. „Pan Stępień bardzo obruszył się, gdy w obecności Wiceprezydenta powiedziałem, jak na takiej współpracy wyszło kilka innych klubów, m.in. ŁKS czy Wisła Płock. SMS na współpracy z Widzewem wyszedłby bardzo dobrze – trzy drużyny juniorskie, to dla nas koszt 150tys. złotych rocznie, a dla SMS jeszcze dodatkowa okazja uzyskania stypendiów za szkolenie” – ciągnął. „Powiedziałem też Wiceprezydentowi, że jeśli Widzew przeniesie się na SMS, to nigdy po wschodniej stronie Łodzi nie powstanie już żaden ośrodek treningowy. Jestem pewien, że by tak było. Od początku proponujemy tereny na Henrykowie, nie wiem czemu Miasto to odrzuca. Jeśli są problemy z mediami, to niech Magistrat powie, ile może przeznaczyć pieniędzy, a my sobie poradzimy. Terenów jest dużo, a dzieci ze wchodu muszą mieć gdzie grać. SMS był tylko sposobem, by ten temat  zamknąć” – dodawał Cacek.

Biznesmen z Piaseczna zachwalał natomiast obiekt w Byczynie, będąc pewnym, że PZPN wyda zgodę na grę na tym obiekcie. „Jakby porównać ten obiekt ze stadionem przy Piłsudskiego, to wszystko poza liczbą krzesełek jest lepsze. Nie widzę powodu, by Komisja ds. Licencji Klubowych miała nie przychylić się do naszego wniosku, jeśli spełnimy wszystkie warunki, zawarte w Podręczniku Licencyjnym. Wskazywaliśmy od dawna, że na 27 lutego wszystko będzie gotowe. Jakieś zastrzeżenia pewnie mogą się pojawić, jeżeli wizytator stwierdzi,  że coś trzeba poprawić, to poprawimy” – zapewniał.

Cacek potwierdził jednak pogłoski, że od rundy jesiennej chciałby wrócić do Łodzi i występować na stadionie przy al. Unii. „Jesienią chcę wrócić do Łodzi, to mój priorytet. Powiedziałem Pani Prezydent, że jeśli stadion zostanie oddany do użytku w terminie i będzie spełniał wymogi I ligi, będziemy mogli tam grać. To będzie zresztą jedyne takie miejsce w Łodzi. Jeśli kibicom się to nie podoba, to za półtora roku będą mogli przyjść na nowy stadion. Pani Prezydent nie mówi nie, a ja zapowiedziałem, że gdy kiedyś dobudowane zostaną trzy kolejne trybuny, to ŁKS w tym czasie może grać na Widzewie. Razem przecież musimy budować poziom sportowy” – stwierdził Prezes.

Właściciel odniósł się też do zarzutów odnośnie chęci korzystania z łódzkich dotacji, przy jednoczesnym graniu poza miastem. „Pani Prezydent jest mądrzejsza niż ci, którzy piszą takie rzeczy. Promocji Łodzi nie robi się dla łodzian, promocję robi się w mediach. Nie na darmo zespoły muzyczne robią trasy koncertowe w innych miastach. Być może my też będziemy kiedyś w takiej sytuacji, że będziemy z Biurem Promocji Łodzi ustalać, gdzie Widzew pojedzie na mecz towarzyski” – żartował Cacek.

W drugiej części programu rozmawiano na tematy sportowe. Sylwester Cacek nie przyznał się do błędu jeśli chodzi o dobór szkoleniowców. „Latem nie zakładaliśmy, że będziemy na ostatnim miejsc. Nadal twierdzę, że samych zawodników stać było na walkę o awans, jednak ciągle musieliśmy zabiegać o to, żeby za dużo tych piłkarzy nie stracić. Jeśli chodzi o trenera Tylaka, to nie miał on szans zrobić wielkich rzeczy. Gdyby został do końca rundy jesiennej, drużyna miałaby 9 punktów więcej. Na temat trenera Pawlaka nie będę się wypowiadał, ale mogę jedynie powiedzieć, że dzięki niemu przynajmniej zrealizowałem swój cel. Jaki, może kiedyś zdradzę” – powiedział zagadkowo.

Prezes zapewniał, że marcowa rata układu nie powinna być problemem. „W klubie piłkarskim żadne pieniądze nigdy nie są zabezpieczone, tam wydaje się je na bieżąco. Robimy wszystko, by marcowa rata została zapłacona w terminie. W tym roku czeka nas tylko jedna taka płatność, zresztą o wartości takiej, jaką już w sumie zapłaciliśmy wcześniej, więc nie przesadzajmy” – uspokajał.

W ciepłych słowach Cacek wypowiadał się także o nowy trenerze drużyny i oceniał transfery. „Nie oglądałem sparingów, widziałem tylko mecz z Pogonią Siedlce. Po nim mogę powiedzieć, że dużo jakości może wnieść do zespołu Kosuke Kimura. Sparingi są jednak dla trenera, który ma ocenić, czy jego praca idzie w dobrym kierunku. Gdy pierwszy raz spotkałem się z trenerem Stawowym, to powiedziałem mu, że poluję na niego od 5 lat i w końcu go upolowałem” – śmiał się Prezes. „Trener musi mieć czas i długo pracować. Zależy mi na stylu gry, by drużyna grała dobrze i mądrze, zamiast bez sensu wybijać piłkę. Trzeba podjąć takie ryzyko i grać w ten sposób. Po czasie będziemy wiedzieć też, gdzie zrobić uzupełnienia, którzy zawodnicy do takiego grania się nie nadają, nie robią postępów” – kontynuował.

Na koniec właściciel odniósł się też do kibiców, z którymi ostatnio nie jest w zbyt dobrych relacjach. „Jestem optymistą, bo pesymiści nigdy nic nie zbudują. Optymiści też oczywiście popełniają błędu, ale przynajmniej budują. Nie akceptuję pewnych zachowań i nie będę akceptował. Jeśli pewne osoby nie wyciągną wniosków z jesienie, to zrobimy to drugi raz. Wobec kibiców nie kieruję się negatywnymi emocjami. Mam do osiągnięcia pewne cele, z tymi, czy innymi kibicami. Albo wszyscy będziemy ciągnąć ten wózek, albo nie. Ja na pewno nie zrobię nic przeciwko klubowi” – zakończył gniewnie Sylwester Cacek.