J. Wójcik: „Jebałem Fabiniaka, jak burą sukę”

16 listopada 2014, 12:05 | Autor:

janusz-wojcik-skrzydelka

Już w najbliższą środę odbędzie się premiera autobiografii Janusza Wójcika, byłego selekcjonera reprezentacji Polski, a także byłego trenera Widzewa. W książce Wójcik poświęcił też miejsce na opisanie kulisów akcji, która przeszła do historii polskiej ekstraklasy – jego pamiętnego zachowania przy ławce rezerwowych w Grodzisku Wielkopolskim. Ten swoisty performance, uchwycony przez telewizyjne kamery, dotyczył występu Bartosza Fabiniaka, ówczesnego bramkarza łodzian.

Fragment książki „Wójt. Jedziemy z frajerami! Całe moje życie”:

Chyba mało kto by pamiętał, że przez krótki czas pracowałem Widzewie, gdyby nie pewne nagranie, które w internecie długo robiło furorę. Nagranie ze mną i Fabiniakiem w roli głównej. Pewnie większość z was doskonale zna ten kilkuminutowy film. A tym, którzy jeszcze go nie widzieli, chętnie o nim opowiem.

Był to mecz z Groclinem Dyskobolią rozgrywany w Grodzisku. Groclin radził sobie w lidze bardzo dobrze, ale my liczyliśmy na zwycięstwo, więc od razu zapowiedziałem piłkarzom, że nie mogą sobie pozwolić na wpadkę. Okazało się jednak, że nasz bramkarz, który według Józia Młynarczyka (o którym opowiem trochę później) miał być talentem stulecia i podporą Widzewa, wystawił na pośmiewisko i siebie, i mnie, i wszystkich swoich kompanów. Talent to on może miał, ale do żarcia i opierdalania się. Puszczał takie bramki, że ręce opadały, i miałem ochotę zadusić go jeszcze na murawie. Facet, który miał być filarem zespołu, stał się normalnie terrorystą, który podłożył bombę pod własną drużynę.

Rozpoczął się mecz i już wiedziałem, że następne 90 minut będzie drastyczne. Szybko puściły mi nerwy i dosłownie wychodziłem z siebie. Nie wiedziałem, że telewizja, która ulokowała się tuż za moimi plecami, włączyła mikrofon, więc jechałem po całości. Jebałem Fabiniaka jak burą sukę, gdybym tylko mógł, podbiegłbym pod tę bramkę i nawrzucał mu z bliska. Mimo to doskonale słyszał wszystkie ciepłe słowa, jakie słałem pod jego adresem. Podobnie jak Michał Listkiewicz i inni działacze, którzy siedzieli za moją ławką.

– Zobaczcie, kurwa, co on gra! To jest siatkówka! – darłem się wniebogłosy, krzyczałem też do samego Fabiniaka: – Co ty robisz?! Weź się, kurwa, może połóż w tej bramce! Leż! Po co wstajesz, baranie jeden?! – jechałem równo z trawą.

Wkurwiałem się zresztą na całą drużynę. Chciałem błyskawicznie dokonać zmian i postanowiłem wpuścić Stefano Napoleoniego.

– Dawaj tego Włocha, sruu! Już nie można na to dalej patrzeć! Szybciej! – wykrzyczałem w kierunku ławki rezerwowych.

Przyszła przerwa. W szatni oczywiście jeszcze dołożyłem Fabiniakowi. Oj, jak ja mu dołożyłem! Gdy wyrzuciłem już z siebie wszystkie joby, ten wirtuoz stania na bramce zakomunikował:

– Na drugą połowę nie wychodzę.

Aż oczy przetarłem ze zdumienia. Tylko mnie to rozsierdziło. Fabiniak popełnił w tym momencie poważny błąd. Poważniejszy niż wszystkie na boisku.

– Dobrze. Nie wyjdziesz. Ale po meczu będziesz zapierdalał w tym stroju za autobusem. Bo z nami nie wrócisz. A jak będziesz chciał złapać stopa albo pojechać pociągiem, to mówię ci, kurwa, w ubraniu bramkarskim. Będziesz robił za pajaca. Takiego, jakiego zrobiłeś z siebie, idioto, w bramce. I wszyscy będą się z ciebie śmiali – podkręcałem go.

Oczywiście delikwent się wystraszył i potulnie wyszedł na drugą połowę. Zesrał się dokumentnie. Mecz przegraliśmy 0:3 i po wszystkim, w szatni, poprawiłem Fabiniakowi i Ukahowi, ale kogo trzeba było pochwalić, pochwaliłem. Dopiero jakiś czas później dowiedziałem się, że z moich popisów pod ławką wyszedł prawdziwy bestseller internetowy.

Zamów książkę przed premierą i skorzystaj z 25% rabatu dzięki współpracy WTM i wydawnictwa SQN!