M. Kaczmarek: „Widzew, to Widzew. Piłkarze chcący grać przyjdą tu”

16 listopada 2014, 15:52 | Autor:

Marcin_Kaczmarek

W zespole Olimpii Grudziądz wystąpiło wczoraj wielu zawodników znanych z obu łódzkich klubów. Grono eks widzewiaków reprezentowali Bartosz Fabiniak, który obronił rzut karny i Arkadiusz Aleksander, autor dwóch goli dla gości. W drugiej połowie na boisku pojawił się jeszcze Adam Banasiak, a popisy całej trójki z trybun obserwował Marcin Kaczmarek. Popularny „Kaka” nie mógł wystąpić przeciwko byłym kolegom z powodu czerwonej kartki zobaczonej przed tygodniem.

– Podobało Ci się to, co zaprezentowali Twoi koledzy na boisku?

– Tak, cieszą te trzy punkty. Zwłaszcza, że zdobyliśmy je po tym nieudanym dla nas meczu z Arką Gdynia. Do momentu strzelenia przez chłopaków pierwszej bramki Widzew był bardzo groźny, ale potem mecz toczył się już wyłącznie po naszej myśli. Po to tutaj przyjechaliśmy. Myślę, że było to zasłużone zwycięstwo Olimpii.

– Dariusz Kubicki mówił na konferencji pomeczowej, że było to spotkanie nierówne, mierzyły się w nim dwie różne drużyny: doświadczenie kontra młodość.

– To prawda. Mamy wielu doświadczonych piłkarzy i na pewno było to dzisiaj widoczne na murawie. Przede wszystkim po pierwszym strzelonym golu całkowicie kontrolowaliśmy grę i utrzymywaliśmy się przy piłce. Po drugiej bramce jeszcze się to poprawiło. Widzew miał jeszcze rzut karny, mógł dojść na 1:2, ale nie wykorzystał go i później łodzian już nie było na boisku. A my spokojnie doprowadziliśmy to do końca.

– Nie mogłeś zagrać w tym spotkaniu z powodu czerwonej kartki zobaczonej w meczu z Arką. Powstała nawet teoria spiskowa, że złapałeś ją specjalnie.

– Nie chcę się nawet na ten temat wypowiadać. Szkoda słów na takie głupoty.

– Nie jest Ci trochę żal, że nie dane było Ci dziś wystąpić?

– Pewnie, że żal. Tym bardziej, że to była głupia czerwona kartka, w ostatniej akcji, gdzie wynik był już ustalony i to by nic nie pomogło. Wykonałem atak rękoma, to był zwyczajny odruch. Szkoda, że nie mogłem zagrać, ale cieszę się z trzech punktów zdobytych przez Olimpię.

– Przez te trzy lata, gdy grałeś w Widzewie, zawsze mogliście liczyć na wsparcie tysięcy kibiców. Teraz trybuny wyglądają inaczej.

– Wyglądają wręcz dramatycznie, zupełnie odmiennie niż wtedy, gdy ja tu grałem. Nie chcę komentować sprawy, bo nie wiem jak wygląda sytuacja na linii klub-kibice. To jest specyficzna sytuacja i nie chciałbym tutaj czegoś źle powiedzieć, żeby nie urazić żadnej ze stron.

– Po Twoim odejściu drużyna została praktycznie bez żadnego człowieka, który mógłby wnieść do niej rutynę. Ty byłeś w tym aspekcie niezawodny.

– W drużynie są sami młodzi chłopcy, ale pamiętajmy, że jest tu 4-5 zawodników, którzy występowali w pierwszym składzie w T-Mobile Ekstraklasie.

– Ale nie mają już takiego dowódcy, jakim Ty dla nich byłeś.

– No nie mają, nie ma tu takiego piłkarza. Widziałem dzisiejszy mecz i nie było w Widzewie kogoś, kto pokierowałby zespołem, krzyknął w odpowiednim momencie, zagrzał kolegów choćby jakimś gestem. Nie było tego. Szkoda, bo w drużynie jest paru chłopaków, którzy umieją grać w piłkę. Oglądałem dużo meczów Widzewa w tym sezonie, m.in. z Zagłębiem czy Płockiem, i w każdym wyglądało to podobnie – widzewiacy prowadzili grę do mniej-więcej 30 minuty, dostawali gola i już ich nie było. To samo mówiłem na odprawie, że jak strzelimy w tym czasie pierwsi bramkę, to będzie nam się dużo łatwiej grało.

– Z czego to może Twoim zdaniem wynikać? Dużo mówi się, że to wina słabego przygotowania do sezonu.

– Nie, nie zgodzę się. Moim zdaniem Widzew jest dobrze przygotowany do sezonu, zawodnicy biegają i walczą do 90 minuty, ale im po prostu coś nie wychodzi. Gdyby strzelili pierwsi gola, to natchnęłoby ich to wiarą i te wyniki byłyby lepsze. Tylko za każdym razem oni tracą pierwsi bramkę i jest po Widzewie.

– Czego więc brakuje, żeby zacząć wydostawać się z tego dołka? Rafał Pawlak daje sygnały, że będzie chciał zimą wymienić skład na lepszy i przede wszystkim bardziej doświadczony. To wystarczy?

– Ciężko mi powiedzieć, gdzie leży przyczyna tych niepowodzeń, bo nie jestem już częścią zespołu, choć codziennie śledzę jego losy, interesuje się i przeglądam wasze strony internetowe. Na pewno transfery, to pierwsza rzecz, którą trzeba zrobić. Nie wiadomo, jakie będą te wzmocnienia, ale 2-3 dobrych zawodników, to podstawa. Druga sprawa, to przygotowania – rzecz bardzo ważna w tej lidze. Zimą zawodnicy muszą wypracować sobie bazę na grę w rundzie finałowej. Ale jeszcze teraz są dwie kolejki, jest sześć punktów do zdobycia, zobaczymy.

– Myślisz, że w sytuacji, w jakiej jest teraz drużyna, ktoś poważny będzie chciał tu przyjść i dźwigać Widzew z ostatniego miejsca? Są tacy desperaci?

– Widzew, to jest Widzew. Mimo wszystko wielka marka i tego nikt nie zmieni. Jak ja otrzymałem propozycję gry tutaj, to nawet się nie zastanawiałem.

– Ale to była zupełnie inna sytuacja. Przychodziłeś do poukładanego średniaka ekstraklasy, a nie „czerwonej latarni” I ligi, z 10-punktową stratą do bezpiecznej lokaty.

– Tak, ale I liga to nie jest znowu jakaś III liga, czy okręgówka. To druga siła w Polsce. Nie oszukujmy się – to jest Widzew i na pewno zawodnicy chcący grać w piłkę do tego klubu przyjdą.

– Wiosną drużyna będzie grała swoje mecze poza Łodzią. Nie będzie to już gwoździem do trumny?

– Tak, to jest problem. Ale Widzew buduje stadion, a to już jest duży krok do przodu. Tak więc coś za coś. Jeśli będzie nowy stadion i wrócą kibice, to będzie dobrze. Ale musi być tutaj wynik, bo bez tego ten stadion będzie niepotrzebny.

– Czego Ci życzyć Marcin? Awansu do ekstraklasy? Powrotu do składu chyba nie muszę.

– Zobaczymy, jeszcze są dwa mecze, trener decyduje o tym, kto gra. Dzisiaj cieszę się z trzech punktów i na razie o niczym innym nie myślę. Czego mi życzyć? Przede wszystkim zdrowia. Mam jeszcze 2,5 roku kontraktu w Olimpii, chciałbym go wypełnić i jak najlepiej grać.

Rozmawiał Ryan