D. Mąka: „Bydgoszcz? Każdy popełnia błędy”

8 maja 2017, 20:16 | Autor:

Daniel_Mąka

Daniel Mąka jest w tym sezonie wręcz niezastąpiony dla drużyny Widzewa. Jego niedzielne trafienie dało jej trzy punkty i zachowało nadzieję na dogonienie wyprzedzającej ją w tabeli dwójce. Co szczęśliwy, ale zmęczony zawodnik mówił po końcowym gwizdku?

– Jak z twojej perspektywy wyglądała ta bramka?

– Powiedzmy, że nie miałem już siły wracać i dlatego zostałem w polu karnym (śmiech). Jestem niski, ale rywal chyba powinien mnie widzieć. Głowę mam bardzo dobra, więc rywale muszą na mnie uważać (śmiech). Byłem po prostu w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Na wygraną zapracował jednak cały zespół.

– Nie wyglądasz na człowieka, który uratował humory połowie Łodzi i nie tylko. Zmęczenie?

– Bardzo się cieszę, ale zmęczenie też jest. Nie będę oryginalny, ale muszę przyznać, że łatwiej nam się gra, gdy kibice jeżdżą za nami. Szkoda, że nie było ich w Ursusie i w Elblągu. Muszą jeździć, bo wygrywamy. Jak ich zabrakło wpadły dwa remisy. Daj Boże, żeby nie było żadnych zakazów i wszystko będzie w naszych nogach. Głęboko w to wierzymy.

– Ruch nie był chyba byt wymagającym rywalem?

– Z perspektywy meczu można chyba tak powiedzieć. To była pełna dominacja. Nie przypominam sobie jakiejś klarownej sytuacji z ich strony. Może poza stałymi fragmentami, gdzie ktoś może przegrać głowę i kotłuje się w polu karnym. Od początku byliśmy zespołem lepszym i dążącym do zwycięstwa. Los oddał nam to w ostatniej minucie.

– Brak skuteczności niepokoił, ale to, że wierzyliście do końca, powinno zostawić pozytywny ślad.

– Takie zwycięstwa budują. W słabym – nie ukrywajmy – meczu z Wołominem też bramka padła w samej końcówce. Skupiamy się już teraz najpierw na pucharze, a potem na Jagiellonii. Dwóch zawodników nam wypadnie, ale są inni, którzy czekają, by ich zastąpić. Przed nami trzy mecze w lidze u siebie. Jeszcze nei straciliśmy tam punktu i obu tak to wyglądało także po tych spotkaniach.

– Rotacja pomaga w zachowaniu sił?

– Nie mnie to oceniać, ale było chyba widać, że mamy siły i dążymy do zwycięstwa. Wszyscy pracowali na to, żeby ta piłka w końcu znalazła się w bramce. Takie mecze nas budują. Na pewno przyjemniej jest wygrać 3:0, jak z Legią, ale myślę, że z tego też może wyjść nam coś dużego w przekroju całego miesiąca.

– Jak zapatrujecie się na ważne spotkania, m.in. derby? Te wygrane ze słabszymi rywalami pozwolą nabrać pewności siebie?

– Każdy mecz jest tak samo ważny. Znaliśmy wynik Drwęcy i wiedzieliśmy, że potknięcie może nas dużo kosztować. Dlatego staraliśmy się przejąć kontrolę od pierwszej minuty. Nawet gdyby nie udało nam się strzelić na 1:0, nie moglibyśmy mieć do siebie pretensji o stwarzanie sytuacji czy parcie do przodu. Bozia czuwała jednak nad nami i pozwoliła wygrać.

– Jak podobała ci się atmosfera na zegarze? Nie korciło cię, by coś pośpiewać? (śmiech)

– Było bardzo dobrze, ale na śpiewanie miałem zakaz (śmiech). To była wyłącznie moja inicjatywa. Chciałem zobaczyć, jak to wygląda od środka. Poprosiłem Maćka Humerskiego, żeby wybadał, czy kibice nie będą mieć nic przeciwko. Jest przecież dyskusja na mój temat.

– No właśnie, miałeś przecież swoje „pięć minut” w Bydgoszczy.

– Do tej pory tego nie komentowałem. Jak Bóg da, to odpowiednio ustosunkuję się do tego na fecie z okazji awansu do II ligi. Serducho mocniej zabije, ale trzeba będzie zabrać głos. Na razie rozgrzeszają mnie statystyki i zaangażowanie na boisku. Nie odnoszę się do tego, oddaję serce na murawę i myślę, że to jest widoczne. A co do Bydgoszczy, to powiem tak: każdy w życiu popełnia jakieś błędy.

Rozmawiali Marcin Olczyk (widzew.com)/Ryan