FCTM on Tour: Derby Bukaresztu (2018)

13 września 2020, 21:00 | Autor:

Nasz cykl zaczęliśmy od „bałkańskich klimatów”, których mogliśmy uświadczyć dzięki fanatykom CSKA Sofia. Natomiast późniejsze felietony – drugi, szósty, siódmy i ósmy – przedstawiały pojedynki derbowe i perspektywę kibiców europejskich potentatów, kolejno: Atletico Madryt, Lazio Rzym, FC Porto oraz ostatnio Interu Mediolan.

>>> FCTM ON TOUR: DERBY DELLA MADONNINA (2017)

Ten ponownie skieruje naszą uwagę w stronę południowo-wschodniej części Europy. Niniejszy reportaż będzie poświęcony spotkaniu z 29 lipca 2018 roku, Wiecznym Derbom Bukaresztu w szerszym ujęciu, rumuńskiej scenie kibicowskiej oraz perypetiom kibiców i klubu – Steaua. Dla wielu z nas marka ta kojarzy się z historycznym udziałem łódzkiego Widzewa w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Wspomnienie wyjazdu na mecz przeciwko właśnie tej drużynie, możemy przeczytać w ramach serii „Na europejskim szlaku!” TUTAJ. Oczywiście zachęcamy też do zapoznawania się z pozostałymi tekstami z powyższej kolekcji.

Steaua to naprawdę wielki klub, a Wieczne Derby Bukaresztu potrafiły zapisywać się w historii ruchu ultras jako spotkania niewiarygodnie szalone, jak pojedynek z 1997 roku (galeria zdjęć z tego meczu TUTAJ), czy też wyjątkowo spektakularne – w których było wszystko, czego od meczu derbowego można wymagać – jak to miało miejsce jeszcze choćby w 2014 roku (foto/wideo TUTAJ).

Dziś niestety te derby już tak nie wyglądają. Poniższy felieton będzie za to najbardziej złożonym i zawiłym z całego cyklu. Ma na celu, między innymi, wyjaśnić wyjątkowo skomplikowaną sytuację Steauy. Po przeczytaniu ostatniego zdania, każdy zrozumie czemu tytuł tego reportażu nie brzmi FCTM on Tour: Wieczne Derby Bukaresztu (2018), a jedynie FCTM on Tour: Derby Bukaresztu (2018)

Bałkany wzbudzają zainteresowanie całego kibicowskiego świata. Wydarzenia z derbów Belgradu: Partizana z Crveną zvezdą, Dinama Zagrzeb z Hajdukiem Split czy też greckich szlagierów relacjonują wszystkie światowe portale zajmujące się ruchem kibicowskim. Nieco mniej popularne, choć nieustępujące klimatem, są pojedynki derbowe FK Sarajewo z Żeljeznicarem czy CSKA z Lewskim w Sofii. Warto jednak pamiętać, że równie ciekawie jest w kraju, który ze względów historycznych i kulturowych często też jest utożsamiany z Bałkanami, choć geograficznie zalicza się do nich jedynie niewielkim fragmentem.

Mowa rzecz jasna o Rumunii, na której scenie ultras „popisowym spektaklem” był ten, tworzony przez fanów stołecznych drużyn: Steaua i Dinamo„Wieczne Derby”. Steaua Bukareszt jest najbardziej utytułowanym klubem tego kraju, który ma na swoim koncie nawet zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Niestety już od kilku lat jest targana konfliktami kibiców z właścicielem, a od 2017 roku nawet zawirowaniami związanymi z odebraniem praw do własnej nazwy i herbu… Kontynuując, będzie można przeczytać nieco szerzej o tych wszystkich kwestiach i relacja z „Wiecznych Derbów”, które odbyły się na Arenie Narodowej w Bukareszcie, 29 lipca 2018 roku.

Na początek jednak kilka podstawowych informacji. Zacznijmy od „Wojskowych”. Steaua ma zgodę z CSKA Sofia. Będąc w Bułgarii (15 października 2016 roku), w sklepiku, prowadzonym przez fanatyków z Sektora G, można było zakupić łączone gadżety CSKA Sofia właśnie ze Steauą Bukareszt oraz CSKA Sofia & Partizan Belgrad. Z tymi drugimi kibice z Bukaresztu również mają dobre kontakty. W Rumunii sztamy czerwono-niebieskich łączą z kolei z UTA Arad i Farul Konstanca. „Wojskowi” mają przyjazny stosunek do NEC Nijmegen i darzą szacunkiem CSKA Moskwa. 19 września 2019 roku bardzo liczna delegacja Steauy wsparła Rosjan podczas ich wyjazdu na bułgarski Łudogorec Razgrad.

Fani Dinama Bukareszt mają natomiast tylko jedną zgodę. Łączy ich ona, z posiadającym największą ilość fanatyków, spośród klubów TransylwaniiUniversitatea Kluż. Niemniej, w rozmowach, które miałem okazję odbyć, kibice Steuay wskazywali, że popularna jest pośród „Psów” sympatia do Crveny zvezdy Belgrad i Lewskiego Sofia. Przyczyny są dość oczywiste…

W tym miejscu właściwym będzie uzupełnić, kilkoma zdaniami, powstały obraz tej swoistej sieci zgód, układów i przyjaznych relacji na Bałkanach i w Rosji. Skłonność do wytwarzania się kontaktów pomiędzy przedstawicielami tych krajów wynika z prawosławnej tożsamości religijnej, która jest uwydatniana chociażby w popularnym motywie Orthodox Brothers. Całość tych międzynarodowych powiązań sprawia wrażenie, że mamy tu do czynienia z czymś na kształt „wielkich rodzin”. Nie wszystkich między sobą łączą oficjalne układy, ale wiadomo, komu do kogo bliżej. Trochę na zasadzie – zgoda mojej zgody nie jest moją zgodą, ale na jednym sektorze zdarza się spotykać, więc darzymy się sympatią, albo chociaż szanujemy.

Należy jednak pamiętać, że są od tego mechanizmu odstępstwa. O ile np. CSKA Sofia, zaprzyjaźnione z Partizanem, utrzymuje również dobre kontakty z CSKA Moskwa, o tyle już z PAOK Saloniki – z przyczyn narodowościowych (Bułgarzy co do zasady nie kochają Greków) – najdelikatniej rzecz ujmując, nie darzą się wielką sympatią… Innym przykładem na to, że stosunki w ramach tych powiązań nie są tak oczywiste może być mecz wspomnianego PAOK Saloniki z CSKA Moskwa (Stadion Toumba, 17 lutego 2011 roku). Oczywiście nie można pominąć, że wówczas Red-Blue Warriors byli wspierani na tym wyjeździe przez dziewięciu kibiców Widzewa Łódź. Wracając jednak do meritum – niektórzy Grecy witali Rosjan jak swoich zgodowiczów, a inni po prostu jak kolejnych rywali… Taki stan rzeczy w dużej mierze bierze się stąd, że w tych klimatach kluczowa jest przynależność do grupy. Istnieje reguła, że jeśli jest zgoda, to uznają ją wszyscy, ale gdy jej nie ma, to stosunek do danej ekipy może się różnić w zależności od zapatrywań danej frakcji.

Kibice Steauy, podobnie jak Dinama dzielą się na wiele mniejszych i większych grup. W obu przypadkach najistotniejszą linią podziału jest jednak miejsce zajmowane przez daną frakcję na stadionie – trybuna północna bądź południowa. Najstarsze zorganizowane grupy przenosiły się z centralnych części obiektów za bramki dopiero w latach 1995 – 1996. Ostatnie ruchy miały na celu tworzenie młynów na Peluza Sud (za trybuną południową) i dokonały się ok. 2003 roku. W przypadku „Czerwonych Psów” (Dinamo) zdarzało się, że wybuchały wojny wewnętrzne, co raczej nie miało miejsca w szeregach „Wojskowych”. Należy przypomnieć, że w Bukareszcie jest również trzecia siła, niewiele ustępująca tym dwóm, a mianowicie Rapid Bukareszt (obecnie występujący w trzeciej lidze). Prze wiele lat powojennych przyciągał największą ilość fanów. Traktowanie go jak „ubogiego krewnego” byłoby błędem. Rapid jest równoprawnie jednym z rumuńskiej wielkiej trójki.

Paradoksalnie to jednak ten największy, najbardziej utytułowany i posiadający najwięcej oddanych kibiców znajduje się w największych tarapatach. Wszystko zaczęło się w 2003 roku, kiedy Steauę przejął George „Gigi” Becali, rumuński polityk i przedsiębiorca, w biznesie zajmujący się „wszystkim”. Chcąc przedstawić rzetelnie realia trzeba jasno powiedzieć, że czas prywatyzacji spowodował w Rumunii tyle kryzysów klubów, ile chyba nigdzie na świecie. „Wojskowi” nie byli tu wyjątkiem. Niemniej farsa o dramatycznych skutkach, jaka dotyka czerwono-niebieskich nie ma sobie równych.

Becali bardzo szybko skonfliktował się z kibicami. Trudno sobie wyobrazić inny obrót wypadków, gdyż nie krył on niechęci dla ruchu ultras. Wiele osób zapewne kojarzy, że w 2013 roku, kiedy jeszcze obowiązywała tzw. „klątwa Widzewa Łódź” (od czasu występów drużyny RTS żadna polska drużyna nie mogła zakwalifikować się do Champions League), to właśnie Steaua Bukareszt wyeliminowała Legię Warszawa w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Niewielu za to wie, że właściciel pogromcy CWKS oglądał ten mecz w więzieniu, gdzie przebywał od trzech miesięcy, z perspektywą trzech lat…

Wyrok otrzymał za nadużycie władzy przy wymianie gruntów z ministerstwem obrony narodowej. To jednak nie był jedyny problem Gigiego powiązany z tą instytucją. Niedługo po przejęciu przez niego klubu, rozpoczęła się „wojna” z armią o barwy, herb i nazwę – Steaua Bukareszt, jak również wszystkie trofea… Sytuacja absolutnie nie mieszcząca się w głowie. Herb, nazwa i niejako „historia” drużyny sukcesywnie występującej w rozgrywkach stały się przedmiotem sporu sądowego. Drużyna oczywiście grała nieprzerwanie jako Steaua Bukareszt. Wyjście z więzienia Becaliego zbiegało się w czasie z wyrokiem w trybie apelacyjnym, przyznającym jednak wszelkie prawa do historycznej marki wojsku. Od 1 lipca 2017 roku drużyna zaczęła występować z nowym logiem (herb – historyczny, zasługujący na tą nazwę był już w dyspozycji wojska) i nazwą FCSB, czyli FC Star Bukareszt, a nie Steaua. Gwoli ścisłości należy wytłumaczyć, że „steaua” po rumuńsku oznacza gwiazdę, czyli star – żartobliwie rzecz biorąc – to prawie to samo. Niemniej rzeczą jasną jest, że w tym wypadku „prawie” robi wielką różnicę. Nie psuło to jednak nastroju – zawsze butnego – właściciela.

Ministerstwo po przejęciu praw do barw, herbu i nazwy założyło nowy klub, który wystartował w czwartej lidze – CSA Steaua. Doprowadziło pierwotnie do rozdwojenia, a obecnie trafniej byłoby twierdzić, że roztrojenia jaźni środowiska kibiców i sympatyków czerwono-niebieskich. Otóż większość kibolskiej braci, uczęszczającej na Peluza Sud, czyli Trybunę Południowa uznała tworzony przez wojsko byt za prawowitą i słuszną Steauę. Nie ma co ukrywać, że kluczowy wpływ na to miało zmęczenie nieustannymi konfliktami z Becalim, jak również chęć aktywnego kontynuowania działalności ultras. Zresztą i tak rozstrzygnięcie idealne jest niemożliwe, gdy jeden podmiot faktycznie i nieustająco jest kontynuatorem klubu, a drugi ma prawo do historycznej nazwy i herbu. To jest dopiero paranoja! Dla porządku należy wskazać, że była to decyzja zdecydowanie największej i najaktywniejszej części środowiska. Chociaż później (już wiele miesięcy po opisywanym meczu z lipca 2018 roku) miały miejsce wydarzenia, które doprowadziły również i do bojkotowania CSA… Z kolei przedstawiciele grup, które były zlokalizowane na Trybunie Północnej, w głównej mierze zdecydowali się od samego zaistnienia tej sytuacji nie uznawać żadnej z drużyn. Jedynie bardzo nieliczne osoby, jakkolwiek związane z ruchem ultras, postanowiły trwać przy FCSB.

Fanatycy Steauy mieli już dość upokorzeń… Obraz najlepiej oddający do czego doprowadziły konflikty Becaliego z fanami to zdjęcie kartoniady z meczu eliminacji Ligi Mistrzów przeciwko Manchesterowi City (16 sierpnia 2016 roku). Sęk w tym, że na to spotkanie, które powinno być hitem, choreografię przygotowali ultrasi Dianama Bukareszt. Zaprezentowali kartoniadę, która tworzyła napis „DOAR DINAMO BUCURESTI”, co oznacza „TYLKO DINAMO BUKARESZT”. Tak się stało, gdyż władze klubu ochoczo przystały na propozycję nieznajomych osób dotyczącą stworzenia oprawy szlagieru… Można bronić Steauy, że mieli bojkot; cóż mieli począć, skoro nie było ich na stadionie; nie mają wpływu na ograniczonych umysłowo przedstawicieli władz klubu… To wszystko zresztą będą słuszne argumenty…

Niemniej, jakie to ma znaczenie? Cały świat obiegły zdjęcia z tej poniżającej Steauę Bukareszt prezentacji. Nawet nasz rodzimy „Przegląd Sportowy” nie omieszkał poświęcić temu wydarzeniu sporego artykułu. Zresztą nie ma co się dziwić, skoro donosiły na ten temat CNN, BBC, Eurosport, hiszpańska „Marca”, włoska „La Gazetta dello Sport” i całe mnóstwo innych mediów od największych po najmniejsze. Nie trzeba dodawać, że portale i inne kibicowskie środki przekazu zdjęcia tej oprawy obiegły w mgnieniu oka. Powstało mnóstwo gadżetów i grafik w oparciu o ten motyw „Doar Dinamo Bucuresti”. Koszulki z takim hasłem stały się elementem ubioru nie tylko kibiców, ale również działaczy i piłkarzy „Psów”… Nie ma co się zresztą dziwić…

Przechodząc już do samej relacji z meczu, który odbył się 29 lipca 2018 roku, należy zacząć od tego, że wieczne derby są rozgrywane na Arenie Narodowej. Stadion ten może pomieścić ponad 55 000 widzów. Tego dnia frekwencja nie osiągnęła jednak poziomu nawet 28 000. Oczywiście trudno cokolwiek zarzucić fanom „Czerwonych Psów”. Dinamo szczelnie wypełniło sektor gości. Ponadto pojedyncze osoby dało się dostrzec na trybunie VIP. Przed meczem również było widać wspólne przemarsze niektórych grup. Dużo inaczej prezentował się sektor dopingujących kibiców Steauy… No właśnie… Kilka zdań wcześniej była o tym mowa. Znaczna część fanów wspierała IV-ligowy klub, stworzony przez armię. Niewiele mniejsza część kibiców bojkotuje oba twory. Tylko skromna część osób, zainteresowanych ruchem ultras, uczęszcza na mecze drużyny, pozbawionej nawet herbu i nazwy.

Nie jest intencją tego felietonu ocena, który wybór jest tym właściwym (każdy sam może ocenić, która droga jest tą słuszną jego zdaniem), bo sytuacja jest naprawdę trudna. Faktem jest, że środowisko jest podzielone. Część, która próbuje działać przy klubie I-ligowym odnosi się również do historycznego herbu i nazwy. Nie można zarzucić, że w sektorze za bramką były używane barwy z nową nazwą i logotypem. Na flagach były motywy odnoszące się do tego, że Steaua jest jedna. Ponadto były takie, które zawierały przekaz, iż pomimo znienawidzonego właściciela to ten klub nieprzerwanie kontynuuje historię triumfatora Ligi Mistrzów. Ogólnie oflagowanie było jednak bardzo skromne, niczym frekwencja, która nie pozwoliła nawet na wypełnienie całej trybuny.

Niemniej, oprawy pojawiły się za obydwoma bramkami. Fani „Wojskowych”, którzy uważają, że pomimo wszystko, właściwym jest wspierać tą drużynę, pokazali prezentację podciąganą pod zadaszenie. Przedstawiała ona Gandalfa, czy też innego maga. Uzupełniał ją transparent z napisem odnoszącym się do sytuacji klubu, której treść należy tłumaczyć – w mrocznych czasach gwiazda rozświetla drogę. Dla przypomnienia steaua po rumuńsku oznacza gwiazdę.

Z kolei fani Dinama wykonali biało-czerwono-białą kartoniadę. Następnie wciągnięto sektorówkę z chłopcem, przesypującym piach do klepsydry. Motyw ten wkomponowany był w transy głoszące, że „nie można tracić czasu, gdyż psy w tym życiu mają jeszcze coś do zrobienia” („Psy” – Dianmo). Następnie na tym sektorze zapłonęły race, które skończyły na murawie. Mecz został wówczas przerwany.

Później również jeszcze blask piro rozświetlał sektory Dinama. Poza tym na obu trybunach pojawiały się flagi na kijach oraz małe transparenty z różnymi hasłami. Jest to dość powszechne w „bałkańskich klimatach”. Doping „Czerwonych Psów” stał na wysokim poziomie, a po euforii spowodowanej wyrównującą bramką na 3:3 w 89 minucie naprawdę robił wrażenie. Fani Steauy robili co mogli. Byli słyszalni, ale nie da się ukryć, że również w tej dziedzinie kibicowskiego rzemiosła zdecydowanie ustępowali wiecznemu rywalowi.

Podsumowując mecz kibicowsko był naprawdę ciekawy. Dinamo Bukareszt od strony ultras prezentowało się solidnie. Pomimo licznych grup, jest nieźle zorganizowaną ekipą. Wieczne derby jednak straciły blask, razem z „przygaszoną gwiazdą”. Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że opisany powyżej mecz na to miano nie zasługuje, ponieważ tam grała „nieprawdziwa” Steaua. Co więcej, będą mieli sporo dobrych argumentów. Paradoksalnie podobnie będzie z tymi, którzy uznają, że pomimo degrengolady, to ta drużyna jest kontynuatorem historii i „tą słuszną” – po prostu ma bardzo złego sternika. Wielu uważa, że „właściwej” Steauy Bukareszt po prostu nie ma. Rzeczywiście sytuacja przysparza o roztrojenie jaźni. Niestety ofiarami tej niesamowitej farsy są kibice, którzy oddali serce swojemu klubowi. Na skutek działań ludzi, którzy nie rozumieją o co w tym wszystkim powinno chodzić, nie wiadomo, przy której drużynie to serce powinno bić…

Nie pozostaje nic innego, jak mieć nadzieję i życzyć, żeby perypetie Steauy znalazły czym prędzej szczęśliwe zakończenie, które przywróci „Gwieździe” Bukaresztu należny jej blask.

Subskrybuj
Powiadom o
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Andrzej S.
3 lat temu

Fajny cykl artykułów.
Sam dużo jeżdżę po Bałkanach od paru lat.
Ale jeszcze nie zdażyło mi się być tam na meczu.
(raz że wakacje dwa,że bardziej celuję w góry)
Może czas to zmienić

Odpowiedź do  Andrzej S.
3 lat temu

Rumunia zdecydowanie jeden z moich ulubionych krajów w Europie, może nawet ulubiony. I przy tym bardzo niesłusznie niedoceniany.

RwR
Odpowiedź do  Kamil
3 lat temu

Byłem w zeszłym roku, przejechałem całą od strony Węgier , po drodze nocleg w Brasov nieopodal zamku Drakuli , potem 11 dni w Mamaia nad Morzem Czarnym , powrót z noclegiem w Arad. Trochę dzicz ale kraj zdecydowanie wart odkrycia. Pozdrawiam.

Andrzej S.
Odpowiedź do  RwR
3 lat temu

Ja akurat w Arad nocowałem jak nasi grali w eliminacjach z Danią
Pootwierałem okna i browary i wziąłem się za doping,ale szybko się zamknąłem,bo 0:4 wtedy się skończyło

Andrzej S.
Odpowiedź do  Kamil
3 lat temu

Muszę przyznać Ci rację

Smokus
Odpowiedź do  Andrzej S.
3 lat temu

Dobry i ciekawy tekst, zwłaszcza o okolicznościach podziałów. Jeszcze bym dodał, że FCSB właściwie nie da się zobaczyć w Bukareszcie, może poza derbami czy pucharami gdyż wtedy grają na Arena National, zwykłe mecze grają w Voluntari, co w połączeniu z kiepskim dojazdem i późną godziną gry – często 21.00 powoduje kiepską frekwencję na meczach.

6
0
Would love your thoughts, please comment.x