J. Sobolewska: „Mój mąż by do tego nigdy nie dopuścił”

9 września 2016, 11:40 | Autor:

pomnik_Sobolewski

Nazwisko Ludwika Sobolewskiego nie może być anonimowym dla kibiców Widzewa. Gdy on był u sterów, klub zdobywał najwyższe ligowe trofea. Najpierw wprowadził łódzki zespół z trzeciej ligi do pierwszej, a później był obecny podczas osiągania największych sukcesów – dwukrotnym zdobyciu mistrzostwa Polski, pięciu wicemistrzostwach, a także gry w europejskich pucharach. Dla serwisu „Łączy nas Widzew” na temat aktualnego stanu klubu oraz inicjatywy postawienia pomnika Ludwika Sobolewskiego wypowiedziała się żona prezesa, Janina.

Urząd Miasta Łodzi zorganizował konkurs na projekty obywatelskie, które mogą zostać sfinansowane w ramach budżetu na 2017 rok. Kibice Widzewa wyszli z inicjatywą zbudowania pomnika twórcy Wielkiego Widzewa, Ludwika Sobolewskiego. Zgodę na ten pomysł wyraziła w czerwcu Rada Miasta. Teraz wszystko w rękach łodzian, którzy mogą zagłosować na ten projekt przez najbliższe tygodnie. „Czuję się trochę niezręcznie, mówiąc o pomniku dla mojego męża. On był bardzo skromnym i zacnym człowiekiem, o wielu, wielu umiejętnościach i z wieloma zasługami. Wszyscy znali go od tej właśnie strony. I myślę, że na pewno cieszyłby się z tego, że ludzie wciąż o nim pamiętają i chcą uhonorować jego osobę. Uważam, że ta inicjatywa będzie dla niego miłym gestem” – skomentowała ten pomysł żona legendarnego prezesa Widzewa

To właśnie za jego czasów Widzew nie tylko awansował do pierwszej ligi, ale także sprawił że Łódź stała się ważnym punktem na piłkarskiej mapie Polski. Jego rządy przypadły na bardzo trudne czasy dla futbolu – rozgrywki stały głównie wojskowymi oraz milicyjnymi klubami, które korzystały z szeregu udogodnień z tego tytułu. Mocną stroną RTS-u była natomiast atmosfera panująca w szatni.  „Mój mąż miał przede wszystkim kapitalną umiejętność konsolidowania całego zespołu. Bardzo często to żony piłkarzy przychodziły do niego, prosząc o radę czy pomoc. Zawodnicy na pewno go lubili i traktowali w pewnym sensie jak ojca” – stwierdziła wdowa po ŚP. „Sobolu”.

Legendarny prezes był z piłkarzami RTS wyjątkowo blisko. „Mój mąż też bardzo często wchodził właśnie do szatni piłkarzy, przed meczami. Nie było jednak tak, że ich straszył czy chciał coś wymuszać. Próbował raczej dodawać im pewności siebie, namawiał, żeby nie bać się nawet tych teoretycznie silniejszych. Trzeba po prostu dobrze kopać piłkę. Zespół był wtedy wspaniały i wygrywał. Ci zawodnicy dograli się kapitalnie. Jak w każdym zespole, zdarzały się sytuacje podbramkowe, ale nie było takiej, która by ten zespół rozwaliła” – wspominała Janina Sobolewska.

Sobolewski fotel prezesa łódzkiego klubu po raz ostatni opuścił w 1998 roku, jednak sercem i duchem pozostał tutaj do końca swych dni. „Żył Widzewem zawsze. Muszę przyznać, że kiedy były mecze to nawet popłakiwał, że na nich nie może być, to znaczy chciał  na nich być w myślach, ale choć przyjeżdżali po niego koledzy czy kibice i chcieli zabierać na stadion, to mąż krępował się swojego stanu i nie dawało się go przekonać. Ale sercem z klubem był do końca i nigdy się to nie zmieniło” – zapewniła żona Janina.

Pod koniec swojego życia popularny „Sobol” zmagał się z nieuleczalną chorobą układu nerwowego. Utracił receptory ruchu, jednak jego umysł aż do ostatnich dni pozostał w pełni sprawnym. „Kiedy już bardzo chorował i nie mógł poruszać się o własnych siłach, ale umysł wciąż pracował, zawsze miał na bieżąco wszystkie informacje i kontaktował się ze światem, rozmawiał na temat Widzewa. Cały czas był zorientowany w sytuacji – w jego przypadku pamięć i zdolność myślenia były wręcz komputerowe. Dlatego śledził losy klubu i bardzo martwił się o Widzew” – wspomina była pani prezesowa. „Do ostatnich prawie miesięcy jego życia przychodziły delegacje, prosząc o pomoc i konsultując pewne działania czy decyzje. O ile się nie mylę, nawet za czasów pana Cacka była u nas na naradzie cała grupa ludzi, włącznie z przedstawicielami ówczesnych władz. Mąż udzielał im porad, tak po prostu, po koleżeńsku. I jego pierwszą, podstawową radą było: „Zdobądźcie ludzi, którzy się znają na piłce. Bez tego nie ruszycie klubem, w ogóle nie ma o czym mówić” – opowiadała żona byłego prezesa Widzewa.

Zdaniem Janiny Sobolewskiej jej małżonek nie pozwoliłby na to, co wydarzyło się w klubie w XXI wieku. „Śmierć mojego męża była stratą na pewno także dla Widzewa, bo myślę, że mąż nie dopuściłby do takiej sytuacji, jaka miała miejsce w ostatnich latach. Czasem widzę, bo mieszkam niedaleko, jak kibice idą na mecz i zastanawiam się: Boże, dlaczego to nie jest ekstraklasa? To niemożliwe. Ale teraz nowe władze idą do przodu. Może im się uda – bardzo bym tego chciała” – stwierdziła.

Na koniec rozmówczyni strony oficjalnej zwróciła się jeszcze do kibiców Widzewa. „Jestem pełna uznania właśnie dla fanów Widzewa, bo jak mąż chorował to właśnie oni najwięcej interesowali się jego stanem. Przychodzi, pytali się o zdrowie, pomagali. To ujmuje człowieka, siedzi w nim potem głęboko. Mąż też lubił z nimi rozmawiać, kochał kibiców. Uważał zresztą, że nie można prowadzić rozgrywek jak się nie ma kibiców. A najlepsi fani w Polsce to właśnie kibice Widzewa” – chwaliła fanów Sobolewska.

Cały wywiad z Janiną Sobolewską TUTAJ

Kaja Krasnodębska