Pozyskanie Dariusza Dziekanowskiego.

30 października 2007, 22:36 | Autor:
W rok później, konkretnie w przerwie letniej, piłkarski światek dowiedział się kogo Ludwik Sobolewski miał na myśli. Był nim napastnik zdegradowanej do II ligi warszawskiej Gwardii, Dariusz Dziekanowski. Z jego transferem związana jest afera jaka wybuchła w środkach  masowego przekazu. „Już wcześniej domagałem się na ogólnopolskim forum piłkarskim, aby, na wzór drużyn zawodowych, wysokość transferów była podawana do publicznej wiadomości” – tłumaczył prezes Sobolewski: „Zwierzyłem się z tym w rozmowie z jednym z dziennikarzy łódzkich, który opublikował tę sensacyjną na owe czasy wiadomość w swojej gazecie. Podchwyciły ją, z odpowiednimi komentarzami, inne środki masowego przekazu w Polsce. Chodziło o wysokość transferu – 21 milionów ówczesnych złotych. Nie przeczę, to była wysoka suma, ale podpisaliśmy z Dziekanowskim kontrakt aż na 6 lat.
To był wielki talent, którego pozyskanie warte było takich pieniędzy. Nie przypuszczałem wtedy, że mój pupil ma nie najlepiej ułożone w głowie, jest w sobie za bardzo zadufany. Transfer okazali się w dalszej przyszłości niewypałem, ale finansowo nic na nim nie straciliśmy”. Gorzej wypadł Widzew na kupnie (w tym samym czasie) z GKS Katowice Jerzego Wijasa, za którego zapłacono 8 mln. zł. Krecią robotę zrobiła tutaj Legia, aby Widzew osłabić. Po kilku meczach Wijasa powołano do odbycia służby wojskowej i za karę, ponieważ nie wyraził zgody na grę w Legii, zabroniono mu nawet kopania piłki w A – klasowej drużynie. Ale cofnijmy się w czasie do wiosny 1982 r. W przedostatniej kolejce mistrzostw (1 maja) Widzew zwyciężył u siebie 2:0 Arkę Gdynia. Obie bramki zdobył Zbigniew Boniek, dla którego był to pożegnalny występ z łódzką publicznością. O tym kto zdobędzie tytuł mistrza Polski miały zadecydować mecze Ruch – Widzew i Śląsk – Wista. Krakowianie nieoczekiwanie, ale zasłużenie pokonali Śląsk 1:0, zaś Widzew zremisował z Ruchem 1:1. Widzew i Śląsk zdobyli tę samą liczbę punktów (39), ale dzięki korzystniejszym wynikom bezpośrednich spotkań mistrzem Polski, po raz drugi, zostali łodzianie. – „Zdobycie tytułu mistrzowskiego postawiło przed nami potrzebę przebudowania drużyny” – twierdzi Ludwik Sobolewski. „Odeszło kilku zawodników z podstawowego składu, zaś inni szykowali się również do wyjazdów na „piłkarskie saksy”. Staraliśmy się im w tym pomóc, aby mogli, po zakończeniu kariery sportowej, ustawić sobie lepiej życie. Przyszedł wtedy do nas, już znany, Roman Wójcicki, który skończył służbę wojskową w Śląsku Wrocław, a obok niego pozyskaliśmy mato znanych, ale za to bardzo utalentowanych piłkarzy młodszego pokolenia”. W sezonie 1982/1983 zadebiutowali w Widzewie, w ogóle w I lidze, tacy piłkarze, jak: Tadeusz Świątek, Mirosław Myśliński i Wiesław Wraga. Były to bardzo udane transfery, które pozwoliły Widzewowi odgrywać nadal nie tylko czołową rolę w I lidze, ale i w europejskich pucharach. Jeżeli chodzi o udział w Pucharze Mistrzów to Widzew po wyeliminowaniu drużyny Hibernians z Malty i Rapidu Wiedeń trafił na angielski Liverpool, który był zdecydowanym faworytem. W Łodzi wygrał Widzew 2:0, zaś w rewanżu przegrał 2:3, co dało mu awans do półfinału Pucharu Mistrzów. Tak wysoko 13 lat wcześniej zaszła w tej imprezie tylko warszawska Legia. W półfinale widzewiacy napotkali na swej drodze Juventus Turyn. Tym razem los nie był dla nich łaskawy. „Juve” posiadali wtedy zespół marzeń na czele ze Zbigniewem Bońkiem, Michelem Platinim i Dino Zoffem w bramce. W Turynie drużyna Sobolewskiego przegrała 0:2, zaś w rewanżu, po wyrównanej walce, osiągnęła zaszczytny remis 2:2. W sezonie 1982/1983 Widzew nie wykorzystał szansy i zajął „tylko” drugie miejsce w lidze, mając zaledwie 1 punkt mniej od poznańskiego Lecha. Z „poznańską lokomotywą” ścigał się też Widzew o palmę pierwszeństwa w następnym sezonie. I znów Lech zdołał wyprzedzić Widzew. Tym razem tylko korzystniejszą różnicą bramkową. Był to piąty tytuł wicemistrza Polski i następnie siódmy występ Widzewa w europejskich pucharach.