Relacja z meczu Widzew Łódź – ŁKS 17.10.2011

18 października 2011, 16:03 | Autor:

„Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz…” – śpiewał legendarny Perfect i rzeczywiście emocji derbowych było tej jesieni bardzo dużo. Widzew poległ w 61 Derbach Łodzi 0:1. Relacja, już bardziej na chłodno, poniżej:

1

 61 potyczka ligowa z ŁKS-em była, tak na prawdę, pseudo derbami. Wszystko przez brak na stadionie kibiców gości. Niestety łódzka policja zdania nie zmienia i względem jej widzimisię fani drużyn przyjezdnych spotkania swoich piłkarzy przy Piłsudskiego oglądać mogą jedynie przed tv lub…telebimem. Tak właśnie spędzać derbowy czas postanowili fani „Ełksy”, w przeciwieństwie do Widzewiaków przed laty, nie zrobili ani kroku w celu próby dostania się na obiekt RTS-u. Cóż, ich prawo…
Widzewiacy natomiast na 17 października przygotowywali show z wielką pompą. Ultrasi zbierali pieniążki na oprawę, a na osiedlach organizowano okolicznościowe pochody. Osobne przemarsze zorganizowały m.in. Chojny, Śródmieście, Stary Widzew, ale najbardziej imponująca była pielgrzymka Bałuciarzy – ok. 350 fanatyków! Na godz. 16:00, w samym centrum Łodzi, przy zbiegu ulic Piotrkowskiej i Piłsudskiego, zaplanowano główną zbiórkę „Czerwonej Armii”, do której dołączyły mini-pochody i wszyscy razem, kulturalnie i grzecznie, pomaszerowali w kierunku stadionu :) Po drodze odpalano spontanicznie trochę pirotechniki i śpiewami zaznaczono kto rządzi w „Mieście Włókniarzy”. Kiedy grupa ok. 2 tysięcy fanatyków, której towarzyszyły liczne oddziały policji z całego miasta, a także odsiecz bydgosko-kielecka, opuściła okolice Centralu, swój maleńki przemarsz na „mosir-owy” obiekt przy Al. Unii 2 urządzili Ełkaesiacy.

Widzewiaków pod stadionem przywitały kolejne plutony milicji oraz zasieki wokół bram, niczym na szczycie G-8. Pomysł ze wzmożeniem kontroli biletów polegający na ustawieniu dodatkowych barierek oddzielających widownię od głównych wejść był delikatnie mówiąc kretyński. Ten wymyślny sposób wpuszczania publiczności doprowadził do tego, że liczba czynnych wejść została mocno ograniczona, co zamiast usprawnić dostanie się na trybuny, tylko je znacznie utrudniła. „Gratulacje” za inwencję i błyskotliwość należą się także widzewskim działaczom za testowanie tego wieczoru nowych bramek elektronicznych. Nie dość, że sam zamysł o próbach jego funkcjonalności zaplanowano na najbardziej „szczytowy” pojedynek, jakby brakowało meczów o mniejszym ciężarze gatunkowym, to w dodatku dziadostwo to non stop się zacinało i bilety przedzierano ręcznie. Ale czego się można spodziewać po systemach komputerowych, kiedy samo wydrukowanie biletu stanowi dla kasjera nie lada wyzwanie informatyczne….
Po pokonaniu milicyjnych zasieków oraz e-bileterów można było w końcu zasiąść na sektorach czekając na show. Na początek na płocie wzdłuż trybuny C rozwieszono okazjonalne, czarne płótna z nazwami FC/osiedli, na których „rodowici” potracili barwy. Swoje dywany zaprezentowali: „Elita Pabianic”, „Teofilów”., „Limanka”, „Retkinia”, „Stare Polesie”, „Koziny”, „Rokicie” i „Ruda”.

Zanim jeszcze piłkarze wyszli na boisko, „ciepło i życzliwie” przywitano Michała Probierza. Eks-widzewiaka, który zawsze zgrywał sympatyka RTS-u, a obecnie trenera…ŁKS, cały stadion zbeształ, wyzywając od Judasza oraz pań lekkich obyczajów. Cóż, w końcu sam Pan Michał stwierdził w jednym z wywiadów, że „trener jest jak dziwka i idzie tam, gdzie mu zapłacą”. Życzymy więc dalszej przyjemności z pracy w „zawodzie”…
Równo z pierwszym gwizdkiem sędziego Piaseckiego (nazwisko warte zapamiętania), Zegar ruszył z bardzo dobrym dopingiem mającym na celu zagrzać do walki piłkarzy w czerwonych koszulkach oraz wgnieść w ziemię grających na czarno nieproszonych gości z Karolewa. Z początku wokalnie młyn prezentował się konkretnie, ale z czasem poziom spadł tylko do całkiem poprawnego.
Następnie na trybunie D zaprezentowano pierwszą oprawę – widzewska specjalność, czyli pasy materiału po złączeniu utworzyły obrazy egipskich piramid, paryskiej Wieży Eiffla oraz nowojorskiej Statuy Wolności a towarzyszyło im hasło na transparencie: „Wielcy podróżnicy…”. Chwilę później boczne szarfy opadły i zastąpiono jej flagami na kijach: z lewej strony w barwach Łodzi, z prawej w barwach klubowych. Pasy na środku zaś po obróceniu utworzyły herb miasta w laurze znanym z herbu Widzewa, a transparent na płocie przemienił się na: „Łódzkości Fanatycy”. Drugiemu aktowi tej choreografii uroku dodał blask odpalonych rac.

Pirotechnika, tak rzadka obecnie na inwigilowanych do bólu polskich stadionach, wyzwoliła w fanatykach dodatkowe pokłady energii, ale doping nie przekładał się na wynik. Szkoda, bowiem Nika Dżalamidze z 5m trafił na niemal pustą bramkę obok słupka, a Grzelczak i Budka zmarnowali inne, także dość dogodne okazje. Piłkarze zeszli jednak na przerwę z bezbramkowym rezultatem.
Druga połowa zaczęła się z opóźnieniem. Powody były dwa. Najpierw trener Probierz celowo przetrzymał swoich piłkarzy w szatni, a potem goście długo celebrowali moment ustawienia się do gry. Wszystkie te śmieszne „czary” miały wybić z koncentracji gospodarzy, którzy na murawę wybiegli mocno zmobilizowani i podkręceni. Później swoje 3gr do meczu dołożył delegat. Chcący zabłysnąć działacz nakazał zdjęcie transparentu o treści: „Wolność dla UR- Młody, Grześ, Janek – CHWDP” grożąc walkowerem.

W końcu druga część derbowego spektaklu, który mimo wszystko tracił na nieobecności Ełkaesiaków na trybunach, wystartowała. Na płocie zawisł drugi, znany już trans „Sprawiedliwość dla Grobari”. Fakt, że z jego obecności nie robiono scen wynikał chyba jedynie z nieznajomości delegata serbskiej cyrylicy. Płótno przetrwało ;)
Na murawie walka zaostrzała się, ale sypanie żółtymi kartkami w wykonaniu pseudo sędziego, było przesadzone. Tymczasem Pod Zegarem przygotowano drugi tego wieczoru pokaz. Wzdłuż trybuny rozwinięto płótno będące imitacją racy z napisem: „Best Before 08.06.2012”, czyli „najlepiej użyć przed… i tu data nieprzypadkowa, czyli termin inauguracji przyszłorocznego Euro. Przekaz jasny, a sensu nadało mu kilkadziesiąt odpalonych w tym czasie „świecidełek”. Choreografia zgodna z hasłem „Against Modern Ultras”, mimo, że z powodu kar da zarobić dziadom z PZPN, powoduje choć na parę minut, że fanatykom chce się żyć… Dostało się także Stefanowi Niesiołowskiemu. Czołowy polityk PO, wygadywał niedawno w studio TVN bzdury o „stadionowej żulii”, a teraz sam pofatygował się na mecz?! Fani zaśpiewali mu: „Co tu robisz, wśród kiboli?” oraz „Hej , nikt cię tu nie chce”.

Dalej skupiono się na wsparciu dla piłkarzy, a tym wyraźnie nie szło. Trudno było im jedna walczyć i z zawodnikami ŁKS i z sędzią Piaseckim, który popełniał błąd za błędem. Najpierw ukarał on żółtą kartką Piotrka Grzelczaka, za rzekome symulowanie faulu po zderzeniu z przeciwnikiem, a następnie doszło do jeszcze większego kuriozum. Po zderzeniu popularnego „Grzela” z Kascelanem na boisku zawrzało. Pajacujący przez cały mecz Probierz wpadł na murawę w asyście ławki rezerwowych domagając się kartki za wyimaginowany faul wychowanka Widzewa. W kierunku wydarzeń przy linii bocznej ruszyli także piłkarze obydwu zespołów oraz „ławka” gospodarzy. Doszło do przepychanek, w konsekwencji których pan Piasecki ukarał kartkami Bieniuka, Łabędzkiego, Wyparłę i bogu ducha winnego Grzelczaka! Klasyczne wykartkowanie i tym samym osłabienie zespołu. Warto dodać, że każda sytuacja „stykowa” wywoływała u Probierza pianę na ustach i samozwańczy „Murinio” starał się wzorem swego idola wymuszać odgwizdywanie fauli i sypanie kartek. Niestety dla Widzew trafił na dyletanta Piaseckiego, który uginał się pod presją pajacującego szkoleniowca i wypaczył wyraźnie wynik meczu, co zgodnie podkreśliły wszystkie media. W ogóle cała kolejka stała pod kątem cudów wyprawianych przez arbitrów m.in. w Krakowie, Warszawie, czy właśnie w Łodzi.
Od momentu zejścia Widzewiaka, zawodnicy ŁKS wyraźnie złapali wiatr w skrzydła. Dotychczas schowani za podwójną gardą goście wyczuli możliwość wygranej przy Piłsudskiego po raz pierwszy od 14 lat i rzucili się do ataków. Na nieszczęście także w świadomości piłkarzy Widzewa pojawiła się opcja porażki i niepotrzebnie cofnęli się oni do obrony. W końcu goście dopięli swego i po błędzie Madery wpakowali piłkę do siatki. A uczynił to nażelowany, podstarzały playboy Mięciel, który zaraz po trafieniu podbiegł pod młyn i „eLką” pokazał szacunek fanom ŁKS. Ale znając życie ani trochę nie przejmie ich fakt, że zawodnik gloryfikował wroga i bardziej skupił się na wylaniu kompleksów, które kiełkowały w nim od pamiętnego czerwca 97′.
Po stracie gola Zegar zamiast użalać się nad „rozlanym mlekiem”, zaczął jeszcze głośniej śpiewać, do końca wierząc w odwrócenie losów meczu. Także piłkarze wreszcie ruszyli do ataków. Nawet Maciej Mielcarz dwukrotnie pobiegł na pole karne Ełksy, gdy Dudu bił rzuty rożne. Niestety nie udało się wyrównać ani w końcówce, ani w doliczonym czasie, z którego kilka minut ukradli jeszcze raz po raz „umierający” na murawie piłkarze PSS Łódź. Niezła gra aktorska zalecona przez „Murinio” do tego stopnia wkurzała bezradnych Widzewiaków, że pod sam koniec zawodów Bruno Pinheiro brutalnie kopnął w klatę Mięciela, za co wyleciał z boiska i RTS ostatnie chwile dogrywał w 9-tkę.
Po meczu piłkarze usłyszeli pod swoim adresem podziękowania za walkę, którą włożyli w mecz i apel o szybką rehabilitację w Warszawie, na Legii.
Na pocieszenie po tym trudnym wieczorze pozostaje fakt, że ŁKS wygrywa derby średnio raz na 14 lat na Widzewie oraz raz na 13 lat w ogóle. Okazja do rewanżu będzie w kwietniu.
61 Derby Łodzi to już historia. Piłkarsko Widzew poległ. Kibicowsko udowodnił, że ma się bardzo dobrze w samej Łodzi, a wspierany przez liczne fan cluby jest dla rywala zza miedzy niedoścignionym wzorem. Gratulacje dla wszystkich aktywnych FC i osiedli! Głowy do góry i róbmy swoje! W końcu jak pisał Henryk Sienkiewicz: „Trupy to jutrzejsze dziś ucztują”…

PS. Na trybunach ok. 100 kibiców chorzowskiego Ruchu.