Widzew Łódź – Legia W-wa (zadyma) (16.05.1981)

22 grudnia 2009, 17:00 | Autor:

Mecze Widzewa z Legią zawsze wywoływały niebywałe emocje wśród kibiców obu drużyn. Działo się tak pomimo faktu, że przez blisko 40 lat kluby te nie spotykały się na szczeblu ligowym, przez co RTS nie zaliczał się do odwiecznych rywali Legii w rodzaju Wisły, Górnika czy Ruchu Chorzów. Jednak błyskawiczne wdarcie się Widzewa do ścisłej czołówki krajowej, a także sukcesy w europejskich pucharach sprawiły, że prędko dołączył on do grona największych wrogów CWKS-u.

W maju 1981 odbył się jeden z najbardziej pamiętnych meczów Widzewa i Legii. Atmosfera jaka mu towarzyszyła, była gorętsza nawet od tej, w której rozgrywano mecz w roku 1985 – a więc w pamiętnym sezonie „zdrady” Dziekanowskiego, kontrowersyjnego wywiadu udzielonego przezeń w „Sportowcu” oraz powrotu „boskiego Darka” z Widzewa i ”łódzkiego powietrza” do Warszawy. Młodym kibicom warto przypomnieć, że o ile w dzisiejszych czasach Legia jest – poza Stolicą – powszechnie nielubiana, to w tamtym okresie była wręcz nienawidzona. A i to określenie nie oddaje w pełni stosunku polskich kibiców do ówczesnej Legii. Przyczyny takiego stanu rzeczy są ogólnie znane. Ten wojskowy klub cieszył się szczególnymi względami władz oraz PZPN-u. Również przydomek „złodzieje”, który na długie lata przylgnął do CWKS, nie wziął się bynajmniej z powietrza. Wielu czołowych piłkarzy polskich drużyn trafiało wówczas za darmo do Legii, w której odbywało wojskowa służbę – oczywiście na boisku a nie w koszarach. Okoński, Janas, Kusto czy Buda to tylko niektórzy z nich. Legię faworyzowały media na czele z Przeglądem Sportowym oraz Telewizją Polską – swej miłości do tego klubu nie ukrywał m. in. popularny komentator Jan Ciszewski, a jego nieobiektywne opinie dodatkowo drażniły kibiców spoza Stolicy. Na krótko przed omawianym meczem miała też miejsce tzw. „Afera na Okęciu”, której efektem było zawieszenie kilku piłkarzy. Zapewne „przypadkowo” kara ta dotknęła piłkarzy Widzewa – klubu, który rywalizował zaciekle o mistrzostwo Polski właśnie z Legią. Kibice łódzcy nie mieli wątpliwości, że odsuniecie od gry m. in. Z. Bońka, J. Młynarczyka to nic innego, jak prezent dla warszawskiej, wojskowej i pezepeenowskiej Legii. W takich oto okolicznościach na Stadion Widzewa zjechała drużyna CWKS-u. Warto dodać, że w ówczesnych czasach przyjazd Legii sprawiał, że fani Widzewa i ŁKS-u zawierali jednodniową zgodę! Pomiędzy zwolennikami obu łódzkich klubów nie panowała zresztą wtedy taka nienawiść, jak dziś. Z tego właśnie powodu (jak i również z powodu pokazania siły ówczesnego ŁKS-u) na meczu zjawiła się dość liczna delegacja „kolegów” w biało-czerwono-białych szalikach. Z Warszawy kibice Legii przyjechali na mecz w sile ok. 300 osób i wysiedli na stacji Łódź Niciarniana na ok. 2 godziny przed rozpoczęciem spotkania. W kierunku stadionu szli czwórkami (jak w wojsku) „oklepując” przy okazji kilku napotkanych ełkaesiaków by następnie udać się do parku przed stadionem Widzewa i tam rozmawiać ze „starymi” z ŁKS-u. Po tych rozmowach wrócili pod kasy przy trybunie zwanej dziś „Niciarką”. Wielu nie miało biletów i chciało wejść za darmo i zaczęło przeskakiwać przez płot prowokując „zadymę” z ochroniarzami i milicją. Po wejściu na stadion, śpiewając zajęli miejsca na dolnej części Niciarki. Warto w tym miejscu dodać, że jadąc na mecz legioniści nie omieszkali zdemolować pociągu przerabiając m. in. półki bagażowe na kastety. Resztę widowni zajęli w większości Widzewiacy, którzy przybyli w liczbie blisko 22 tys. – w tamtych czasach taka frekwencja nie dziwiła nikogo, aczkolwiek dziś wydaje się, że była nieco zawyżana. Pod Zegarem panował wielki ścisk i choć młyn nie był tak duży, kolorowy i widoczny z daleka jak ma to miejsce dzisiaj, był dość aktywny a ówcześni szefowie kibiców RTS m. in. Student, Antał czy Siwy nieustannie dyrygowali dopingiem. Pod koniec meczu stadionem wstrząsnął dreszcz – dosłownie i w przenośni. Na boisko jak jeden mąż wbiegli bowiem wszyscy przybysze z Warszawy a za nimi ok.50 osobowa grupa bojówkarzy ŁKS-u z kilkoma młodymi Widzewiakami. Nie był to jednak znany nam w dzisiejszych czasach „wjazd na płytę”, lecz paniczna ucieczka bez ładu i składu. Znaczna część tratujących się nawzajem legionistów zatrzymana została przez milicję i porządkowych jeszcze na boisku a goniąca ich pięćdziesiątka wycofała się na trybuny. Takiej sytuacji można było się spodziewać bo od momentu rozpoczęcia meczu grupę legionistów zaczęli otaczać ludzie żądni mocniejszych wrażeń a przede wszystkim zaprawiona w takich bojach 100-200 osobowa bojówka ełkaesiaków wśród których było kilkunastu młodych z Widzewa a także trudna do oszacowania, podniecona atmosferą wrogości grupa zwykłych kibiców zwanych dzisiaj piknikami. Już w przerwie Legia straciła flagę z płotu na rzecz ŁKS-u, ale po rozmowach jednego z liderów kibiców Legii Bosmana z ełkaesiakami zwrócono im ją. Legionistów od pozostałych oddzielali ochroniarze z opaskami „Solidarności”, ale było ich za mało biorąc pod uwagę skalę drugiego ataku (za pierwszym razem ochrona i legioniści uniknęli jeszcze paniki), który zainicjowali ludzie z ŁKS-u. To oni występowali w głównych rolach a  Widzewiacy byli wtedy za słabi i za młodzi by samemu postawić się takim ekipom jak np. Legia, ŁKS czy nawet nieco słabszym niż czołówka ligi i odgrywać w tego typu zajściach większą rolę. Milicja po zatrzymaniu legionistów na płycie boiska zrobiła im następnie „ścieżkę zdrowia” wzdłuż trybuny głównej by w dalszej kolejności wypędzić ich ze stadionu przez otwarte bramy od strony „Zegara”. Warszawiacy rozbiegli się w parku przed stadionem i zaczęli uciekać przed tłumem, który tuż po gwizdku sędziego kończącego spotkanie wybiegł ze stadionu w poszukiwaniu uciekinierów (tłum stanowili przede wszystkim zwykli kibice w większości Widzewa, którzy w atmosferze nienawiści gotowi byli zlinczować warszawiaków). Kilku legionistów uciekło do kanału poprzez wlot kolektora, który znajdował się przy stawie obok basenu Anilany i wyszli jakąś studzienką w zupełnie innym miejscu a pozostałe rozproszone grupki na własną rękę próbowały wydostać się z Łodzi. „Polowania” na legionistów miały miejsce na Stokach i Starym Widzewie. Niektórzy legioniści gonieni byli aż do cmentarza na Zarzewie a jeszcze inni dotarli pieszo do Andrzejowa/Andrespola i dopiero stamtąd salwowali się okazjami lub PKP do swego rodzinnego miasta. ŁKS po meczu „ustawiał” się na Legię na dworcu Kaliskim i trasie przejazdów pociągów z Łodzi do Warszawy wyłapując pojedynczych osobników.

Przy okazji tego meczu należy też wspomnieć o kontrowersyjnym z punktu widzenia dzisiejszych czasów zachowaniu się łódzkiej widowni. Biła ona brawo i skandowała hasło „do więzienia” podczas wyprowadzania ze stadionu schwytanych przez milicję legionistów co nie uchodzi za chwalebne, ale wówczas nienawiść do Legii była jeszcze większa niż nienawiść do przedstawicieli socjalistycznej władzy. Sam mecz trzymał mocno w napięciu, choć był bardzo przeciętnym widowiskiem i  nie należał do tych, o których się mówi po latach. Wynik 0:0 był satysfakcjonujący dla Widzewa, który jeszcze w tym samym sezonie świętował swe pierwsze mistrzostwo Polski!