R. Mroczkowski: „Radek Matusiak opowiada bzdury”

24 września 2013, 18:10 | Autor:

Radosław_Mroczkowski5

Od „mistrzowskiego czasu” Franciszka Smudy, jest najdłużej pracującym trenerem w Widzewie. Choć mówiąc delikatnie nie trafił na najbogatszy okres w historii łódzkiego klubu, nie poddaje się i stara się odnaleźć w trudnych realiach. Radosław Mroczkowski, w ekskluzywnej rozmowie z portalem WTM, opowiada m.in. o pracy w Widzewie, zdradza kulisy rozstania z Phibelem i odpowiada Radosławowi Matusiakowi na zarzuty o brak charyzmy.
Zapraszamy do lektury obszernego wywiadu zrealizowanego na kilka godzin przed meczem z Piastem Gliwice!

 ***

– Z czym się Panu kojarzy październik 2012 roku?

– Piękna data…

– Może podpowiem: ostatnia wyjazdowa wygrana w lidze, właśnie tu, w Gliwicach.

– Tak, wiem o tym. Pamiętamy o tym zwycięstwie. Choć była to nieco szczęśliwa wygrana, to dużo nam dała. Podeszliśmy do tamtego meczu po porażce i to spotkanie z Piastem było szansą na odbudowanie się. Zdajemy sobie sprawę, że długo już nie wygraliśmy na wyjeździe. Wiemy jednak, gdzie leżą tego przyczyny i będziemy chcieli się w końcu przełamać.

– W zespole Piasta, podobnie jak w Pańskim, znaczące role odgrywają obcokrajowcy: Izvolt, Jurado, Polak, czy Horvath.

– Tak, ale Polacy też są, m.in. Podgórski, Klepczyński, Zbozień. Trzon tego zespołu utrzymuje się. W dodatku Piast jest bogatszy o doświadczenia z europejskich pucharów. Myślę jednak, że nie jest to drużyna jakoś daleko od nas. Co prawda my cały czas dużo zmieniamy, a w Gliwicach jest stabilizacja, nie licząc odejścia Marcina Robaka.

– Skoro już jesteśmy przy Robaku. Pana zdaniem siła ofensywna Piasta dużo straciła na jego przeprowadzce do Szczecina?

– Na pewno tak. Marcin dobrze wkomponował się w ten zespół, liczono na niego, strzelał ważne bramki. Przyczynił się też do tego, że Piast w tamtym sezonie zajął tak wysokie miejsce i zrobił pucharową niespodziankę. Jest to dla nich spora strata i muszą to jakoś uzupełnić.

– Ostateczne fiasko rozmów z Robakiem, na temat przyjścia do Widzewa, zimą zeszłego roku, wynikło z powodów finansowych?

– Nie mogliśmy Marcinowi na tamten moment dać – jako klub – gwarancji, że będziemy mogli spełnić jego żądania finansowe. Owszem, można było naobiecywać byleby tylko podpisać kontrakt, ale trzeba byłoby się później z niego wywiązać. Nie chcieliśmy iść tą drogą, woleliśmy grać fair. Czasu na negocjacje nie było dużo. Marcin wybrał inaczej, choć bardzo chciał grać w Widzewie. Ubolewam nad tym, bo było blisko, ale się nie udało.

– Między Wami a Marcinem nie było żadnych tarć? Media swojego czasu przedstawiały relację na linii Robak-Widzew w dość chłodnym tonie.

– Nie było. To wyłącznie nadinterpretacja ze strony mediów. Porozmawialiśmy z Marcinem, pożegnaliśmy się na normalnych zasadach. Nikt się na nikogo nie obraził. Po prostu, realia są takie, a nie inne.

Radosław_Mroczkowski

– Nadal bez klubu jest Ebi Smolarek. Czy dla takiego piłkarza byłoby miejsce w Widzewie?

– Z Ebim sprawa jest złożona. Na pewno mógłby on wnieść do drużyny to, czego nam brakuje, czyli takiego cwaniactwa, ogrania, wyrachowania, tego czego nie da się wyszkolić na „dzień dobry”, a co się zdobywa ważnymi meczami o stawkę. Z drugiej strony jest to trochę zagadką. Owszem, zawodnik ma fajne CV, ale musimy wiedzieć ile na dzień dzisiejszy może nam dać. Nie wiadomo, w jakiej Ebi jest dyspozycji. To się tak fajnie mówi, że piłkarz trenuje indywidualnie. My dużo testujemy i widzimy jaki wpływ na formę ma nawet miesiąc bez grania. Poza tym dochodzi sprawa podobna do tej z Marcinem Robakiem. Dla nas te pierwsze rozmowy są zawsze trudne, bo musimy się obracać w trudnych warunkach finansowych. Tu jest główny problem. Gdyby te żądania były inne, niższe, to taki temat byłby bardziej realny

– Zakaz transferowy oraz zablokowanie nawet bezgotówkowych wypożyczeń mocno pokrzyżowały Panu plany. Słyszałem o jakieś „liście Mroczkowskiego”, z kandydatami do gry w Widzewie. Z konieczności musiała pójść do szuflady?

– Jest to spora lista i na pewno inaczej byśmy to wszystko układali, zwłaszcza że chodzi głównie o polskich zawodników. Na wczorajszej konferencji (wywiad przeprowadzono w dniu meczu z Piastem – przyp. red.) wywiązała się dyskusja na temat obcokrajowców w Widzewie. Dla nas to jest sytuacja, z którą musieliśmy się zmierzyć. W czerwcu mięliśmy w kadrze 8-10 zawodników i nie było wiadomo co dalej. Czytaliśmy wykładnię licencyjną, odkrywaliśmy co możemy, a czego nam nie wolno, w jakich rejonach możemy się poruszać. Wyglądało to dramatycznie. Zbliżało się zgrupowanie, a my mieliśmy 16 zawodników, to było smutne. Czekała nas mrówcza praca, bowiem wiedzieliśmy już, że obwarowania licencyjne zabraniają nam wypożyczać, nie możemy przekroczyć limitu płacowego, który dla mnie jest śmieszny, bo to jest kwota na poziomie II-III ligi, co jest wręcz uwłaczające! Nie powinno się tak robić, bo to zmusza klub do działań innych i to jest wg mnie złe. Być może ktoś się z tego cieszy, ale my musieliśmy znaleźć wyjście i zbudować drużynę na już, która utrzyma się w ekstraklasie.
Nie zrezygnowaliśmy absolutnie z młodych zawodników. Jak zaczynałem pracę w Widzewie, to robiliśmy fundament pod ten zespół, pozyskiwaliśmy utalentowanych chłopaków z regionu. Teraz niestety to wszystko pękło, jak bańka mydlana, bo klub musiał ciąć koszty, abyśmy się utrzymali na powierzchni. To jest przykre, bo mieliśmy fajną młodzież, jak Mariusz Stępiński, czy Bartek Pawłowski, a musieliśmy się pogodzić z tym, że oni wkrótce odejdą, że ich nie zatrzymamy. Trzeba równoważyć, spinać ten budżet. To bardzo ciężki egzamin dla sztabu szkoleniowego. Jak ktoś patrzy na naszą sytuację z boku, nie znając realiów, to może sobie oceniać, rzucać podejrzenia, że zgłupieliśmy, że teraz bierzemy tylko zagranicznych zawodników. To nie tak.

– Ośmiu obcokrajowców w jedenastce, to jednak sporo.

– Tak, ale ja zawsze podkreślam, że nie są to gracze słabi, że grają za paszport. To zawodnicy 23-letni, którzy mogą pasować do naszej filozofii. Plusem jest też to, że są oni reprezentantami w swoich krajach. Nie było łatwo ich pozyskać przy tych obwarowaniach. Nie zgubiliśmy naszych polskich zawodników, tylko oni na ten moment zwyczajnie przegrywają rywalizację. Gdyby udało się utrzymać kadrę z pierwszego, a jeszcze bardziej z drugiego roku mojej pracy, gdzie mogliśmy sobie pozwolić na wprowadzanie zdolnej młodzieży, bo mieliśmy trzon drużyny złożony z tych naszych ogranych piłkarzy, to byłaby inna rozmowa. Przyszedł jednak czerwiec i zderzyliśmy się z ciężką sytuacją kadrową i finansową. Widać to było na Legii, ale też w meczu z Zawiszą wystawiliśmy bardzo młody zespół, bo nie było wyjścia. Mieliśmy wtedy furę szczęścia, ale jakoś wybrnęliśmy z tego.
Ja wiem, jak młodzi reagują na krytykę, jaką traumę to na nich zostawia. Taki Rafał Augustyniak poczytał, co kibice o nim wypisują, że się nie nadaje, że za słaby na tą ligę. On wie, że to jeszcze nie ten poziom, ale musi się mierzyć z takimi opiniami, a to mu nie pomaga.

– Latem dokonaliście wielkiego testowania. Przez klub przewinęła się masa piłkarzy, z czego niektórzy „życzliwi” dziennikarze ostro szydzili. Udało Wam się jednak wyszukać odpowiednich zawodników. Ba! Zakontraktowaliście najwięcej graczy z całej ligi!

– Śmiano się, że piłkarze się zmieniają i jest spory ruch. OK, jak ktoś znajdzie lepszą metodę, to jego sprawa. Wraz ze sztabem podjęliśmy decyzję, że nie będziemy słuchać tych głosów i szukać. To zakłóca codzienną pracę, ale teraz mogę usiąść z Panem i powiedzieć, że zrobiliśmy kilka niezłych transferów. Pamiętajmy też, jak jest w innych klubach: ktoś jedzie i wyszukuje, drugi ogląda, na koniec obserwuje zawodnika trener. My poruszamy się w innych realiach i musieliśmy przyjąć taką metodę.

– Ma pan satysfakcję, że znaleźliście dobrych zawodników i zamknęliście usta krytykom?

– Oczywiście cieszymy się, bo ci gracze, to wartościowi piłkarze. Lafrance dostaje powołania do dorosłej reprezentacji Haiti, Airapetian w eliminacjach gra w pierwszym składzie, wygrywa na wyjeździe z Czechami. Visnakovs jest kandydatem do gry w kadrze Łotwy. Nie można powiedzieć, że to są zawodnicy przypadkowi.

Radosław_Mroczkowski6

– Wybitnie sprawne oko ma Pan do stoperów. Kiedy tylko jakiś odchodzi, wydaje się, że czeka nas katastrofa. Tymczasem zawsze trafi się jakiś następca. Tak było z Ukahem, później Phibelem, nie ma Abbesa, a są Lafrance i Perez. Nie ma ludzi nie do zastąpienia?

– Nie ma. Niezastąpieni, to leżą na cmentarzach (śmiech). Jeżeli wiemy, że zawodnik odchodzi, to skupiamy się na szukaniu następcy. Tak samo jest z innymi pozycjami. Potrafiliśmy znaleźć obrońcę, ale też i napastnika. Jak będzie trzeba, to znajdziemy następców na innych pozycjach, zresztą cały czas szukamy. Wiadomo, najważniejsza jest obrona, a ta nam się mocno zachwiała. Odszedł Broź, odszedł Phibel, nie mamy Abbesa i trzeba było to na nowo poukładać.

– No właśnie, co się dzieje z Hachemem Abbesem?

– Abbes nie chce umierać za Widzew. Odsunięcie go od drużyny ma swoje podłoże. W czasach, kiedy te finanse u nas były jeszcze w porządku, to było to zupełnie inny zawodnik. On przyszedł do Widzewa zarabiać pieniądze i nie rozumie i nie zrozumie, że klub jest w takiej sytuacji.

– Ma Pan na myśli, to że dług wobec niego jest zamrożony ze względu na upadłość układową?

– Dokładnie. Abbes nie odnajdzie się w tej sytuacji. Musiałem podjąć bardzo trudną decyzję, ale widzieliśmy w meczu z Legią, że zawodnik niemal nie angażował się w grę, był słabo przygotowany do sezonu, doszedł ramadan. Przeprowadziliśmy rozmowę, okazało się, że Abbes nie chce się zaangażować, zrozumieć że jest biednie i trzeba to przetrwać. Oczywiście ja go po części rozumiem, zagraniczny zawodnik musi mieć za co się utrzymać.

WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:

1 2 3