M. Sapota: „Albo będzie koszt, albo będziemy dziadowali i liczyli na przypadek”

3 listopada 2017, 19:42 | Autor:

– Na konferencji po podpisaniu umowy inwestycyjnej zapowiadaliście zasilenie klubowej kasy dużą większą sumą niż wymagane 16 milionów. Jak to wygląda w tej chwili? Klub utrzymuje się z tego, co wypracuje np. poprzez wynajem sky boksów czy sprzedaż biletów/karnetów czy jest finansowany przez Murapol?



– Część z tej kwoty już do klubu trafiła. Na ten moment głównym źródłem przychodów są karnety, bilety i strefy VIP. Mamy też sporo sponsorów, również nowych, ale na tym poziomie rozgrywek są to ograniczone kwoty. No, poza nami, Owczarami reklamującymi Termoton i LVBet. Wraz kolejnymi awansami struktura finansowania będzie się zmieniała. Coraz większy będzie udział sponsorów, a w Ekstraklasie środków z praw do transmisji. Udział wpływów z dnia meczowego będzie również rósł, ale procentowo będzie się zmniejszał. Aczkolwiek do tego czasu, mam nadzieję, rozwiniemy marketing na tyle, że przychody z dnia meczowego oraz globalna sprzedaż pamiątek i gadżetów będą najwyższe w Polsce. W relacji do przychodów. Widzew ma największy potencjał w kraju pod tym względem. Kibice RTS są w całej Polsce i w najróżniejszych miejscach na świecie. Ludzie do Łodzi na mecze przyjeżdżają specjalnie nie tylko z Krosna, ale też z Edynburga, czy nawet z Sydney! To są rzeczy niewiarygodne i niezależnie od wszystkiego, zawsze będzie tak, że podziękowania za sukces klubu będą się zaczynały od kibiców!

– W klubie pojawiło się sporo nowych twarzy, rozrasta się głównie pion sportowy. Są panowie Kapka i Łapiński, a także trzyosobowy sztab szkoleniowy. Tak szerokie kadry nie wpłyną na stabilność finansową?

– No tak, nowe twarze i pieniądze. Na ten temat też czytam różne komentarze. Nie prowadzimy 20 punktami w tabeli, więc zaczyna się rozliczanie Klementowskiego, Murapolu, Kapki, piłkarzy, a nawet trenera. Ci ludzie nie są nam potrzebni dziś i na dziś. Możemy w zimie przeprowadzić klasyczną polską łapankę: Hiszpan z VII ligi, ktoś tam skądś tam. Menedżerowie za miesiąc ustawią się w kolejce i każdy będzie miał super grajka do wepchnięcia, najlepiej z sowitą prowizją, bo Widzew ma sponsorów i kasę. Chcę uniknąć przypadku oraz głupich decyzji. Praca Zdzisława i Tomka to też jest proces. Pierwsze efekty powinniśmy zobaczyć na boisku na wiosnę. Ale mnie chodzi o kolejne klasy rozgrywkowe. Chcę mieć tak rozpoznany rynek młodych, utalentowanych piłkarzy, żeby nie zdawać się na menedżerów i różnych zewnętrznych znawców i podpowiadaczy. Chcę, żeby potencjalne nabytki były oglądane przede wszystkim w warunkach meczowych, a nie na treningach.

– Interesuje mnie tylko, czy wystarczy na to kasy.

– To trochę kosztuje, ale po to między innymi te pieniądze od Murapolu. Jeśli klub ma działać tak, jak rok temu, to my nie jesteśmy do niczego potrzebni. Ja to traktuję jako inwestycję. Oczywiście być może nietrafioną, ale inwestycję, a nie wydatek. Chętnie obok Zdzisława i Tomka zobaczyłbym kolejnych ludzi, podobnie jak ten drugi, związanych przez lata z Widzewem. Ale to za chwilę. Podobnie ze sztabem. Możemy wyjść z założenia, że na III ligę wystarczy jeden trener, a po awansie pomyślimy, co dalej. Tylko ja przypominam, że my nie gramy o to, żeby być w II lidze. My gramy o awans do Ekstraklasy! On się zaczyna na poziomie III ligi, ale jaki sens ma wymiana wszystkiego co roku? Chodzi o to, żeby kształtować pewne fundamentalne elementy funkcjonowania klubu już dziś. Żeby za rok, dwa czy trzy uniknąć partyzantki, jaką stosuje większość polskich klubów. Nawet tych, które mają grać w europejskich pucharach.

– To znaczy?

– W czerwcu jest koniec ligi i te kluby mają podejście: O, udało się, gramy w pucharach! Ale za chwilę pięciu gości odchodzi, bo skończyły im się kontrakty, dwóch najlepszych trzeba sprzedać. No to hurtem bierzemy dziewięciu nowych i jazda. Efekt jest taki, że dostajemy w dupę na Stepach Akermańskich i jest wstyd na całą Europę. A potem jeszcze trzy dodatkowe mecze tak wpływają na drużynę, że nie radzi sobie w lidze, bo ma zaburzony rytm. To są jaja. Nie chcę tego w Widzewie. Być może lewituję, ale chciałbym, żeby wszystko miało swoje miejsce i kolejność. Dlatego jest trzech trenerów i dwóch skautów. Nie wiem czy wiesz, ale stworzyć powinniśmy również profesjonalny sztab medyczny i fizjoterapeutyczny. Powinniśmy mieć własną odnowę biologiczną. Jest sporo rzeczy, które jeszcze trzeba zrobić i one będą kosztowały. Albo będziemy dziadowali i liczyli na przypadek.

– Czyli możemy spodziewać się dalszych ruchów personalnych?

– Pewne ruchy cały czas mają miejsce. Ale nie tak spektakularne. Praca trwa w zasadzie nad wszelkimi aspektami, nawet tak banalnymi, jak postawienie własnej serwerowni czy elektronicznej obsługi sklepu klubowego. Są rzeczy drobne i grubsze. Kluczem są wyniki pierwszej drużyny i awanse, a także równolegle wysokiej klasy marketing i stałe dostarczanie kibicom oraz mediom wysokiej klasy treści. To będzie zwiększało przychody, a co za tym idzie możliwość dalszych inwestycji w infrastrukturę i drużynę. A co do ludzi, to jest tak jak w życiu – jedni idą z rzeczywistością, a inni odpadają. Nie mam nikogo konkretnego na myśli, ale to dotyczy każdego. Od najniższych do najwyższych stanowisk. Siebie też nie wykluczam.

– Ile osób pracuje obecnie na etacie w klubie, a ile jest związanych jakimikolwiek umowami cywilno-prawnymi?

– To kwestie Spółki Akcyjnej. Myślę, że nie ma potrzeby rozmawiać o takich sprawach.

– Ważnym tematem w ostatnich tygodniach jest sprawa infrastruktury. Miasto Łódź nie kwapi się do realnego załatwienia potrzeb klubu. Nie myśleliście o tym, by za własne pieniądze wybudować ośrodek treningowy z prawdziwego zdarzenia? Inne kluby, jak np. Legia czy Cracovia idą w kierunku dofinansowania z Ministerstwa Sportu.



– Tak, myślimy o tym. Tylko, że to też wymaga czasu. Pozyskanie gruntu, projekty, realizacja plus oczywiście pieniądze. Taki ośrodek, w zależności od wielkości, to od kilku do kilkunastu milionów złotych. Ministerstwo? OK, ale tam trzeba iść z gotowcem, być odpowiednio przygotowanym, aby ubiegać się o te środki. My na dziś jeszcze nie jesteśmy gotowi. Nie ma sensu robić byle czego, byle zrobić, byle szybko. Legia czy Cracovia od wielu lat mają nieporównywalne budżety, a też nie mają ośrodków i dopiero nad tym pracują. Zresztą to jest bolączka całej polskiej piłki. Na pewno będziemy chcieli mieć własny ośrodek, ale musimy sobie dać więcej czasu.

– Co pan powie na temat współpracy z Miastem?

– Ja mam kontakt od strony wydziału, który zajmuje się obsługą inwestorów. Ale jako deweloper i od tej strony muszę powiedzieć, że współpraca jest bardzo dobra. Urzędnicy odpowiedzialni za ten obszar stają na wysokości zadania i pod tym względem Łódź pozytywnie wyróżnia się na tle innych miast w Polsce. A co do kwestii Łodzianki czy szerzej współpracy na linii Miasto – Widzew, to sądzę, że pewnie będę musiał w to wejść i rozpoznać sytuację, bo na dziś wygląda to zupełnie inaczej niż mi to przedstawiano kilka miesięcy temu. Przy całym szacunku dla wszystkich klubów i dyscyplin sportu, piłka nożna bije na głowę wszystkie inne. I to w skali globalnej. Wiele miast, nawet tak bogatych jak Londyn czy Manchester, docenia rolę klubów piłkarskich w popularyzacji tych miast na świecie. To pomaga przyciągać inwestycje, zwiększa ruch turystyczny. W efekcie przekłada się na wzrost dochodów mieszkańców i samorządu. Być może stadion Widzewa nigdy nie będzie tak oblegany przez turystów jak Camp Nou, ale na naszą polską skalę już to się zaczyna dziać. To musi być dostrzegane i doceniane.

– Środowisko kibiców swego czasu stoczyło walkę o klinkier za ławkami rezerwowych. Udało się, tymczasem teraz zasłaniają go reklamy Murapolu. To pański pomysł? Nie można przenieść ich w inne miejsce, by klinkier nie był schowany i nadawał obiektowi klimatu także wewnątrz?

– Zie znam sprawy. Nie słyszałem o tym. Sprawdzę, o co chodzi i dam znać.

– Choć Murapol trzyma klubowe stery, niewiele słychać o Michale Sapocie i Jarosławie Matusiaku. Z czego to wynika? Wolicie działać z tylnego fotela czy działanie zostawiacie prezesowi?

– Ja i Jarek mamy mnóstwo obowiązków biznesowych. Murapol wyłoży kasę, jak ją zarobi. A żeby ją zarobić, to codziennie trzeba za tym zasuwać. Ta kasa nie leci z nieba. Po drugie, jak wyjaśniłem wcześniej, wolałem żeby to Przemek był na topie. Pracuję też nad tym, aby częściej być w klubie, ale to wymaga czasu. Chcę się zaangażować dużo bardziej w bieżące zarządzanie, ale jeszcze nie teraz.

– Od najmłodszych lat jest pan emocjonalnie związany z Widzewem. Jak oceni pan zachowanie piłkarzy po meczu z Pelikanem z perspektywy kibica, a jak z perspektywy pracodawcy zawodników?

– Jakiej odpowiedzi nie udzielę, to zawsze będzie ktoś niezadowolony. Z tego, co słyszałem, zachowanie piłkarzy było podyktowane wydarzeniami po Wikielcu. Nie byłem – nie widziałem. Różne rzeczy słyszałem, ale jak było naprawdę – nie wiem. Wiem natomiast, że nie może być tak, że słabszy mecz lub gorszy wynik wywołują falę agresji ze strony kibiców. Nie byłem tam, ale czytałem trochę na forach i wnioski są takie: Zarząd do dupy, Murapol nic nie robi, Kapka bierze kasę, Smuda jest stary i do niczego się nie nadaje, a piłkarze piją i tańczą na mieście. To co się stało po Pelikanie było w mojej ocenie konsekwencją Wikielca i całego tygodnia.

– Sporo tych komentarzy pan czyta.

– Jak czytam, co piszą kibice, to nie dowierzam. Rozumiem, że to są emocje. OK, na tym to polega. Ale to nie zwalnia z myślenia. Zremisowaliśmy z ostatnią drużyną, teraz już z przedostatnią, no i jest oczywiste, że to fatalny wynik. Wszyscy byli wkurzeni. Ja też. Wściekły był Smuda i piłkarze. Przyjęcie pozycji, że tylko kibicom zależy, że dają kasę na klub, zdzierają gardła, a cała reszta ma to w dupie i im wszystko jedno, jest według mnie nie fair. Mamy drużynę, jaką mamy. Trzeba z nią wygrać ligę i iść dalej. Na tym trzeba się skupić. Jak ludzie w klubie będą się bali kibiców, to w czymś to pomoże? Czytam w Internecie, że wszyscy mają dostać po plaskaczu, bo Legii to pomogło. Serio? Tak ma to wyglądać? Ja tego nie rozstrzygnę, ale apeluję o rozsądek.

– Ze skrajności w skrajność. Tu jesteśmy zgodni.

– Jak jest 4:0, nawet po byle jakim meczu, to huśtamy wszystkich, a jak jest 1:1, to miażdżymy. Wiem, że np. dla trenera Smudy pełne trybuny i super doping  Zegara, na który zawsze można liczyć, było jednym z istotniejszych elementów decyzji, żeby do nas przyjść. Piłkarze też doceniają to, co się dzieje na trybunach. Gdzie się nie pojawię w Polsce, wszyscy mi zazdroszczą Widzewa, trybun, dopingu, oprawy. Pękam wtedy z dumy. I wszyscy wiedzą, że dzisiejszy Widzew to w głównej mierze zasługa kibiców. Nikt tego nie neguje. Ale czasem naprawdę warto zachować odrobinę zimnej krwi.



– Nie zawsze da się utrzymać te emocje w ryzach.

– Pewnie jakbym siedział pod Zegarem, to też byłbym zły. Jakbym był dzieckiem z Łowicza, to byłbym załamany, że nie mogłem przybić piątki czy dostać autografu, ale jeszcze raz podkreślę, że to była konsekwencja jakichś wcześniejszych zdarzeń, a nie zachowanie samo w sobie, oderwane od rzeczywistości. Każda ze stron ma swoje racje. Ja uważam, że wszyscy powinniśmy się wzajemnie szanować. Zarówno w momentach radości, ale przede wszystkim wtedy, kiedy coś się nie udaje, bo to są momenty, w których wychodzi, kto kim jest tak naprawdę i komu na czym zależy…

Rozmawiał Ryan

WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:

1 2

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x