„Życie wszystko weryfikuje” – rozmowa z Wojciechem Szymankiem

6 kwietnia 2013, 18:11 | Autor:

Dwa dni przed bardzo ważnym meczem z Polonią Warszawa porozmawialiśmy z byłym piłkarzem Widzewa, a obecnie graczem „Czarnych Koszul”, Wojciechem Szymankiem. O ponad trzech latach spędzonych w Łodzi, o byciu Polonistą, o grze przy jupiterach. Zapraszamy!

szymanek

 – W poniedziałek zagrasz pierwszy mecz przy Piłsudskiego odkąd odszedłeś z Widzewa. Czuć większe emocje?

– Zawsze są większe emocje, kiedy się wraca na boisko byłego klubu. W Widzewie pozostało sporo osób, które znam. Może niekoniecznie w samej drużynie, ale na pewno wśród ludzi m.in. odpowiedzialnych za boisko, czy za sprzęt. Można powiedzieć, że wśród tych, którzy zazwyczaj stoją z tyłu, a miałem z nimi fajny kontakt.

– Zagrasz w pierwszym składzie, czy nastawiasz się na ławkę, jak w meczu derbowym w poprzedniej kolejce? Jak przeczuwasz?

– Nie mam pojęcia. Jest rywalizacja w drużynie. Każdy walczy do końca o miejsce w składzie, którego praktycznie do samego końca nie znamy.

– Sporo w mediach mówi się o wpływie kłopotów organizacyjnych wokół Polonii na Waszą grę.

– My robimy swoje, co pokazują mecze. Gramy na maksa, a to co się dzieje poza murawą, to już inna sprawa. Walczymy i w lidzie i na treningach, nikt nie odstawia nogi. Także to, co się dzieje wokół klubu większego odbicia na nas nie ma.

– Dlaczego Polonia gra słabiej niż jesienią?

– Na pewno jedną z przyczyn jest odejście kluczowych zawodników. Może brakuje nam też trochę szczęścia. Wystarczy popatrzeć na ostatni mecz z Legią. Ale oczywiście każdy widzi, że kadra jest słabsza, niż w rundzie jesiennej i to jest główny powód.

– W Widzewie spędziłeś 3,5 roku. Jak dziś wspominasz tamten okres?

– Od strony sportowej pozytywnie. Pod względem całej otoczki także bardzo miło. Poznałem wielu ciekawych ludzi, do dziś jeżdżę specjalnie z Warszawy do Łodzi serwisować samochód. Utrzymuję kontakt z kolegami m.in. Adrianem Budką i Łukaszem Grzeszczykiem. Pobyt w Widzewie zostawił wspomnienia na całe życie.

– Jakiego przyjęcia spodziewa się w poniedziałek Wojciech Szymanek?

– W obecnych czasach jest duża rotacja zawodników. Jedni przychodzą, drudzy odchodzą i kibice Widzewa dziś mają nowych ulubieńców. Ja nie uważam się za jakiegoś wybitnego piłkarza w dziejach klubu, który by odcisnął na nim jakieś większe piętno, jak chociażby Marcin Robak, który strzelił dla Widzewa sporo bramek. Ja byłem raczej człowiekiem od „czarnej roboty”, a nie od fajerwerków, więc nie liczę na to, że będę jakoś szczególnie zapamiętany. Mam nadzieję, że nie będzie gwizdów (śmiech).

– Jesteś wychowankiem Polonii i zadeklarowanym „Polonistą”.

– To prawda. Większość swojego życia spędziłem na Polonii. Tu się wszystko zaczęło, więc nikogo nie może dziwić, że ten klub szanuję i mu kibicuję.

– Czyli gdyby Wojciech Szymanek dostał propozycję przejścia do Legii, to z pewnością by odmówił?

– Nie było nigdy takiego tematu. Ale gdyby, to nie byłoby nawet o czym rozmawiać. Tak samo z resztą, gdyby padła oferta z ŁKS-u. Wolałbym odpuścić taki temat. Nikomu nie byłoby to potrzebne.

– Na łamach „Przeglądu Sportowego” opowiadałeś szerzej o kulisach pracy przy Piłsudskiego. Nie żal, że tak się to skończyło?

– Na początku w klubie wszystko było super. Była świetna atmosfera i wszystko wskazywało, że tak będzie na lata. Ja chciałem być do końca fair, nie robić Widzewowi na złość. Taka decyzja może być dziwna lub niepopularna dla innych graczy, kiedy się odpuszcza jakieś pieniądze. Ale ja uważam, że życie wszystko weryfikuje i dziś widać na przykładzie działaczy Widzewa, że czasami jest się na górze, ale za chwilę można być już na dole.

– Spotkanie Widzewa z Polonią będzie wieczorem, przy światłach jupiterów; kibice zapowiadają oprawę. W takich warunkach lepiej się gra, niż o 13:30…

– Jasne! Rzeczywiście jest tak, że kiedy jest ta atmosfera futbolowego święta, kibice, blask jupiterów, to każdy zawodnik dostaje plus 30% umiejętności, czy woli walki. Wtedy czuć, że gramy na najwyższym szczeblu rozgrywek piłkarskich, a nie w okręgówce.

– Nie pomylicie szatni z Piotrkiem Grzelczakiem i trenerem Stokowcem?

– (śmiech) Wypada się przywitać ze znajomymi, ale to już pewnie dopiero po meczu. Wcześniej nie będzie możliwości, bo pilnuje nas ochrona.

– Dzięki za rozmowę i powodzenia w poniedziałek!

– I tak wiem, że nie mówisz mi tego szczerze (śmiech). Pozdrawiam.

 

Rozmawiał: Ryan