Dekada Widzewa, odc. 3: „Maszyna Michniewicza”

18 kwietnia 2020, 09:00 | Autor:

W sierpniu 2010 roku, po dwóch długich latach przerwy, piłkarze Widzewa wrócili na boiska Ekstraklasy. Runda jesienna nie była jednak w ich wykonaniu zbyt udana. Po piętnastu ligowych kolejkach, beniaminek zajmował w tabeli dalekie dwunaste miejsce, z zaledwie osiemnastoma punktami na koncie. Wiosna miała jednak należeć do łodzian.

Jesienią zespół grał w kratkę, za co głową zapłacił trener Andrzej Kretek, którego na ławce zastąpił Czesław Michniewicz. Pod wodzą nowego szkoleniowca czerwono-biało-czerwoni rozegrali dwa ostatnie mecze rundy: z Lechią Gdańsk oraz Górnikiem Zabrze. W planach na kończący się rok było jeszcze spotkanie z Lechem w Poznaniu, ale w związku z obfitymi opadami śniegu i siarczystym mrozem cała seria gier została przełożona na luty.

>>> DEKADA WIDZEWA, ODC. 2: „ZNÓW W EKSTRAKLASIE”

Gdy zawodnicy rozpoczęli okres roztrenowania, działacze zaczęli rozglądać się za wzmocnieniami, bez których trudno było sobie wyobrazić grę na miarę oczekiwań kibiców. Do tego w klubie zaczęło się robić głośno na temat problemów finansowych: zarząd miał być winny piłkarzom pieniądze obiecane w premiach za sezon 2009/2010, a także za zdobyte punkty od początku aktualnego. Jednym ze sposobów na poprawę tej sytuacji miała być sprzedaż jednego z najlepszych zawodników drużyny. Tak też się stało i 12 stycznia 2010 roku Marcin Robak podpisał kontrakt z tureckim Konyasporem, który za transfer zapłacił… a przynajmniej miał zapłacić Widzewowi około miliona euro. Z zespołem z al. Piłsudskiego pożegnał się również między innymi Tomasz Lisowski, który zdecydował się na grę w Koronie Kielce.

Do klubu przyszli też nowi gracze. Najwięcej nadziei wiązano z pochodzącym z Finaldnii Riku Riskim, który kosztował włodarzy RTS aż 300 tysięcy euro, co oznaczało, że więcej transferów gotówkowych prawdopodobnie nie będzie. Mimo to, udało się jeszcze podpisać kontrakty z reprezentantem Łotwy, Jurijsem Żigajevsem i zawodnikiem młodzieżowych kadr narodowych Gruzji, Niką Dzalamidze. Według dziennikarzy, to właśnie na zakontraktowanie tego ostatniego miał najbardziej naciskać trener Michniewicz. Do Łodzi trafił jeszcze obrońca z Rumunii, Bogdan Straton, ale nad nim może nie będziemy się zbytnio rozwodzić…

Po prawie dwumiesięcznym okresie przygotowawczym i dwóch obozach, przyszła pora na pierwsze spotkanie o punkty w 2011 roku. Przy ul. Bułgarskiej w Poznaniu na widzewiaków czekał Lech. Łodzianie zaczęli mecz pełni animuszu, grali wysoko pressingiem, próbując odebrać piłkę już na połowie rywala, ale nie tworzyli sobie dogodnych sytuacji. Takie za to mieli gospodarze, którzy wyszli na prowadzenie w 32. minucie meczu, za sprawą Jakuba Wilka. Druga połowa wyglądała bardzo podobnie, a gracze RTS nie byli w stanie pokonać Krzysztofa Kotorowskiego. Dobrą sytuację zmarnował Adrian Budka, który nie zdołał celnym strzałem zamknąć akcji po dograniu Dudu Paraiby. Uderzał też Paul Grischok, ale na posterunku był bramkarz Lecha i mecz zakończył się skromną wygraną gospodarzy.

Pisząc meczu w Poznaniu, nie możemy oczywiście zapomnieć o tym, co działo się na trybunach. 2200 widzewiaków, ubranych w jednakowe koszulki z hasłem „Against Modern Ultras”, zaprezentowało oprawę z takim samym przesłaniem i pirotechniczny show, jaki w tamtych czasach w Polsce był rzadkością. Niestety, pokaz nie spodobał się Komisji Ligi, która postanowiła ukarać łodzian czterema meczami zakazu wyjazdowego. „Czerwona Armia” oficjalnie w sektorze gości mogła się więc stawić dopiero w maju…

Kolejny mecz odbywał się jednak w Łodzi, a na stadion przy al. Piłsudskiego przyjechała kielecka Korona. Niezadowolony z postawy swoich piłkarzy w Poznaniu, trener Michniewicz postanowił zaskoczyć przeciwnika. W pierwszym składzie zadebiutował młodziutki Dzalamidze. Przed meczem pewnie mało kto się spodziewał, że to właśnie filigranowy napastnik zostanie bohaterem fanów z „Miasta Włókniarzy”. Najpierw Gruzin zdobył bramkę po pięknym lobie z około szesnastu metrów, później niemiłosiernie zakręcił obroną rywali w polu karnym i zanotował asystę przy golu Ugo Ukaha, a na koniec, po dwójkowej akcji z Budką, zaliczył kolejne kluczowe podanie. Goście byli w stanie odpowiedzieć tylko jednym, ale za to przepięknym trafieniem, którego autorem był niezawodny Brazylijczyk Edi Andradina. Po ważnym zwycięstwie, łodzianie mogli jednak w końcu choć trochę odetchnąć, uciekając ze strefy spadkowej na cztery punkty.

W osiemnastej kolejce Ekstraklasy widzewiacy wyjechali na mecz do Krakowa, gdzie czekała na nich liderująca w tabeli Wisła. Piłkarze „Białej Gwiazdy” szli po trzynasty tytuł mistrzowski w historii klubu, a po siedemnastu meczach mieli na koncie trzydzieści sześć punktów. W meczu z grającym w kratkę RTS byli więc zdecydowanym faworytem. Bukmacherzy się nie pomylili. Czerwono-biało-czerwoni przegrali w stolicy Małopolski 0:2, po golach Patryka Małeckiego i Andraza Kirma. Wartym odnotowania jest, że w tym spotkaniu rzut karny przy wyniku 0:1 sprokurował Maciej Mielcarz. Po faulu „Mały” obejrzał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko. W jego miejscu między słupkami pojawił się Bartosz Kaniecki, który… od razu obronił jedenastkę! Niestety, młody golkiper nie zdołał interweniować przy dobitce, co zniszczyło efekt „wejścia smoka”.

Tydzień po wizycie w historycznej stolicy Polski, Widzew przybył do tej aktualnej. Mecz z Polonią miał być jednym z kluczowych w walce o utrzymanie, dlatego zwycięstwo w nim było wręcz obowiązkiem. Na szczęście, po kolejnej bramce Budki, RTS wrócił z Warszawy z tarczą, a przewaga nad strefą spadkową urosła już do pięciu punktów. Na trybunach, na „zakazie” pojawiło się ponad dwustu fanów z Łodzi, choć organizator meczu bardzo starał się utrudnić im wejście, w efekcie czego część kibiców zmuszona była zostać pod bramami stadionu. Nikt jednak nie żałował decyzji o przyjeździe na ul. Konwiktorską.

Po serii ciekawych spotkań z udziałem piłkarzy z al. Piłsudskiego, nadszedł czas na klasyczne 0:0. Bezbramkowy remis z Arką Gdynia oglądało z trybun prawie 8500 fanów, niestety więcej o tym pojedynku trudno powiedzieć. Może oprócz tego, że wynik bardzo utrudniał przyjezdnym walkę o ligowy byt. Do podziału punktów doszło także w następnym meczu z udziałem czerwono-biało-czerwonych. W słoneczną sobotę, 9 kwietnia, Widzew zmierzył się we Wrocławiu ze Śląskiem. Zespół prowadzony przez Oresta Lenczyka był niepokonany od trzynastu kolejek, grał solidnie. Może wrocławianie nie notowali samych wygranych, często remisowali, ale zwyciężyć ich było piekielnie trudno. Gospodarze byli faworytem, jednak na boisku lepiej prezentowali zawodnicy trenera Michniewicza. Wysoki pressing, dużo gry kombinacyjnej i drużyna z ul. Oporowskiej miała spore problemy. Gole padały po przerwie, Do siatki najpierw w 55. minucie trafił Sebastian Madera, a osiemnaście minut później Dzalamidze. Gdy już wydawało się, że Lenczyk w końcu poczuje smak porażki, WKS ruszył do odrabiania strat. Bramkę kontaktową zdobył Łukasz Madej i to również on, w piątej minucie doliczonego czasu gry, przy kompletnej bierności łódzkiej defensywy, wywalczył dla swojego zespołu rzut karny. Swojego niezadowolenia z decyzji sędziego nie ukrywał rozwścieczony Michniewicz. Było to dość zrozumiałe, bo gracza Śląska w tej sytuacji bardziej zdmuchnął na murawę wiatr, aniżeli walczący z nim Wojciech Szymanek. Nerwy nic nie zmieniły, do jedenastki podszedł Sebastian Mila i pewnym strzałem pokonał Mielcarza. Widzew wypuścił wygraną z rąk. Seria remisów przedłużyła się do dwóch, a tydzień później do trzech. W „meczu przyjaźni” z Ruchem Chorzów RTS zremisował 0:0, a słabe widowisko piłkarskie w żadnym stopniu nie zepsuło znakomitej atmosfery na trybunach. Na ławce rezerwowych gospodarzy zabrakło szkoleniowca łodzian, który za krytykę pracy sędziego w poprzednim meczu został zawieszony.

Do przełamania doszło 23 kwietnia, gdy do Łodzi przyjechała bytomska Polonia. Strzelanie w meczu z zespołem z Górnego Śląska rozpoczął Prejuce Nakoulma, który w 31. minucie pewnie wykorzystał wywalczony przez siebie rzut karny. Drugą bramkę dla czerowono-biało-czerwonych zdobył Dudu Paraiba, ale gol został zapisany w protokole jako samobój w wykonaniu bramkarza gości, Marcina Juszczyka. Brazylijczyk oddał strzał z rzutu wolnego, piłka odbiła się od poprzeczki bramki, trafiła w plecy interweniującego golkipera i wpadła do siatki. Drużyna z Bytomia nie składała jednak broni, ponieważ potrzebowała punktów niezbędnych do utrzymania w Ekstraklasie. Na 1:2 trafił Błażej Telichowski, ale to wszystko na co było stać tego dnia gości. Mecz zakończył się wynikiem 3:1 – w 93. minucie prowadzenie Widzewa podwyższył Przemysław Oziębała i trzy oczka zostały przy al. Piłsudskiego. Świetna gra w domowym spotkaniu dała kibicom nadzieje na sukces w kolejnym starciu, jednym z najbardziej elektryzujących w kraju: z warszawską Legią.

Niestety to, co wydarzyło się na boisku, było mocno poniżej oczekiwań: dużo gry w środku pola, walki i zaangażowania. RTS szukał swoich okazji ze stałych fragmentów gry, a najlepszą sytuację zmarnował po strzale głową Jarosław Bieniuk. Warszawiacy za to wykorzystali swoją szansę, gdy bramkę po składnej akcji zdobył Alejandro Cabral, dzięki czemu to zespół ze stolicy zwyciężył 1:0. Porażka w stołecznym mieście była ósmą w sezonie, a czerwono-biało-czerwoni znów musieli zacząć oglądać się za siebie, mając tylko sześć punktów przewagi nad strefą spadkową.

Na szczęście dla swoich kibiców, Widzew szybko zrekompensował się za przegraną z Legią. 6 maja w Białymstoku łodzianie zagrali koncertową pierwszą połowę, po której na przerwę schodzili z wynikiem 3:0! Dwie bramki zdobył Darvydas Sernas, ale strzelanie niesamowitym uderzeniem z woleja rozpoczął Piotr Grzelczak. Młody napastnik oddał strzał lewą nogą z około czterdziestu metrów, czym zaskoczył kompletnie bezradnego Grzegorza Sandomierskiego! Ostatni kwadrans meczu goście musieli grać w osłabieniu, bo drugą żółtą kartkę dostał Bieniuk. Jagiellonii udało się odpowiedzieć na festiwal strzelecki czerwono-biało-czerwonych tylko jednym trafieniem autorstwa Tomasza Frankowskiego. Był to jeden z lepszych występów drużyny w sezonie, który z trybun obejrzało 330 fanów przyjezdnych.

Śmiało można stwierdzić, że największą bolączką drużyny za czasów Michniewicza była nierówna forma. Zespół nie potrafił wygrać kilku meczów z rzędu i tak po pięknym spotkaniu na Podlasiu i ograniu Jagiellonii przyszedł czas na kolejny remis – tym razem u siebie z GKS Bełchatów. Widzew długo prowadził, po kolejnym golu skutecznego ostatnio Grzelczaka, ale tak jak we Wrocławiu stracił zwycięstwo w końcówce, kiedy w 86. minucie Kanieckiego pokonał Dawid Nowak. Na trybunach pojawiła się efektowna oprawa, jednak później cały stadion… opustoszał, w efekcie protestu przeciwko kuriozalnej decyzji o zakazie wyjazdowym dla bełchatowian. Wyjściu towarzyszyły transparenty „Trybuna pusta na wniosek Tuska” oraz „Miała być Irlandia, mamy Białoruś”, a także wiele okrzyków w stronę rządzących. Niestety, kilka dni później przyniosło to bardzo niepożądany efekt…

Następne w kolejce czekało Zagłębie Lubin. Spotkanie z „Miedziowymi” odbyło się bez udziału publiczności, po tym jak właśnie za sprawą tych okrzyków i transparentów wojewoda łódzki Joanna Chełmińska zamknęła cały obiekt. Fani RTS nie zrezygnowali oczywiście ze wspierania piłkarzy w ważnym momencie sezonu i tłumnie zebrali się pod stadionem, skąd dopingowali zawodników. Ci znów zagrali bardzo dobre zawody, ogrywając przyjezdnych 2:1. Pierwszy do bramki trafił Krzysztof Ostrowski, który tuż przed przerwą wykorzystał idealne dośrodkowanie Dudu Paraiby. Goście wyrównali w 67. minucie, za sprawą Szymona Pawłowskiego, ale z remisu cieszyli się tylko przez sześć minut, bo prowadzenie gospodarzom przywrócił najlepszy strzelec zespołu – Sernas. Zwycięstwo w tym meczu praktycznie zapewniło Widzewowi utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, mało tego – na trzy kolejki przed końcem sezonu łodzianie mieli tylko pięć punktów straty do miejsca premiowanego kwalifikacjami do Ligi Europy. Ci bardziej optymistyczni kibice wierzyli nawet, że przy dobrych wiatrach zespół Michniewicza zajmie trzecią pozycję w tabeli. Do tego potrzebne były trzy zwycięstwa, ale też punkty zgubione przez rywali.

W dwudziestej ósmej serii spotkań widzewiacy w końcu wygrali drugi mecz z rzędu. a w pokonanym polu zostawili walczącą o ligowy byt Cracovię. Lepiej spotkanie zaczęli gospodarze, którzy wygrywali 1:0 po golu Sławomira Szeligi. Na prowadzeniu byli jednak przez… minutę! RTS szybko odpowiedział za sprawą Grzelczaka. Napastnik pokonał Wojciecha Kaczmarka drugi raz już już dwanaście minut później, kompletując dublet i zapewniając swojej drużynie trzy punkty. Strata do miejsca pucharowego wynosiła już tylko trzy „oczka”! W następnej kolejce kibice powrócili na stadion na mecz z gdańską Lechią, która również walczyła o miejsce w trójce. Fani, którzy w geście protestu ubrali się na czarno i przez pierwsze minuty nie prowadzili dopingu, obejrzeli znakomity, pełen emocji i sytuacji bramkowych pojedynek, w którym górą byli podopieczni Michniewicza. Aż dziw bierze, że tego środowego wieczora padła tylko jedna bramka. Na listę strzelców znów wpisał się mający znakomitą rundę Grzelczak.

Niestety, wyniki tej serii gier ułożyły się w taki sposób, że przed ostatnim pojedynkiem sezonu 2010/2011 szanse na zajęcie miejsca na podium były znikome. W kuluarach słychać było też, że włodarzom Widzewa niespieszno do gry w europejskich pucharach. Nie wiemy, czy to z tego powodu, czy po prostu przez słabszą formę, Widzew spisał się w Zabrzu fatalnie i wysoko przegrał z Górnikiem 0:4. Kaniecki aż cztery razy wyjmował piłkę z siatki, po dwa gole strzelili mu Robert Jeż i Michael Bemben. Zespół z „Miasta Włókniarzy” spadł na dziewiąte miejsce w tabeli i sezon zakończył w jej dolnej połowie. Teraz możemy tylko gdybać, jak zakończyłyby się rozgrywki, gdyby nie zwycięstwa stracone w ostatnich minutach starć z Cracovią, Śląskiem czy GKS… Mistrzem Polski została Wisła, na drugim biegunie znalazły się zespoły Arki i Polonii, które ostatecznie spadły z ligi. Cudem utrzymała się Cracovia, przez większość czasu zamykająca stawkę.

Główny cel Widzewa został osiągnięty – drużyna utrzymała się w Ekstraklasie i ze spokojem mogła szykować się do sezonu 2011/2012. Duża w tym zasługa trenera Michniewicza, który zbudował zespół grający przyjemnie dla oka, skutecznie i solidnie. Niestety, już trzy tygodnie po zakończeniu rozgrywek wiadomo było, że umowa ze szkoleniowcem nie zostanie przedłużona. Oficjalny powód? Zarobki. Według zarządu, Michniewicz nie zgodził się na proponowane wynagrodzenie, choć w rzeczywistości obie strony doszły początkowo do porozumienia, po czym klub postanowił je całkowicie zmienić. Innym z powodów był brak porozumienia w sprawie przeprowadzania transferów, gdyż to działacze chcieli rządzić i dzielić bez konsultacji z innymi. A szkoda…

Wyniki Widzewa w rundzie wiosennej sezonu 2010/2011:

27.02.2011, Lech Poznań – Widzew Łódź 1:0 (Wilk)
05.03.2011, Widzew Łódź – Korona Kielce 3:1 (Dzalamidze, Ukah, Budka – Edi Andradina)
12.03.2011, Wisła Kraków – Widzew Łódź 2:0 (Małecki, Kirm)
19.03.2011, Polonia Warszawa – Widzew Łódź 0:1 (Budka)
02.04.2011, Widzew Łódź – Arka Gdynia 0:0
09.04.2011, Śląsk Wrocław – Widzew Łódź 2:2 (Madej, Mila – Madera, Dzalamidze)
16.04.2011, Widzew Łódź – Ruch Chorzów 0:0
23.04.2011, Widzew Łódź – Polonia Bytom 3:1 (Nakoulma, Juszczyk s., Oziębała – Telichowski)
29.04.2011, Legia Warszawa – Widzew Łódź 1:0 (Cabral)
07.05.2011, Jagiellonia Białystok – Widzew Łódź 1:3 (Frankowski – Grzelczak, Sernas x2)
11.05.2011, Widzew Łódź – GKS Bełchatów 1:1 (Grzelczak – Nowak)
15.05.2011, Widzew Łódź – Zagłębie Lubin 2:1 (Ostrowski, Sernas – Pawłowski)
21.05.2011, Cracovia Kraków – Widzew Łódź 1:2 (Szeliga – Grzelczak x2)
25.05.2011, Widzew Łódź – Lechia Gdańsk 1:0 (Grzelczak)
29.05.2011, Górnik Zabrze – Widzew Łódź 4:0 (Jeż x2, Bemben x2)

Błażej

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Varix
4 lat temu

Tamta drużyna miała możliwości na coś więcej niż utrzymanie. Gdyby nie to rozsprzedanie składu moglibyśmy spokojnie walczyć o podium w następnym sezonie

Taki
4 lat temu

Poprawcie te daty

2
0
Would love your thoughts, please comment.x