Widzew Łódź – ŁKS (01.10.2005)

8 lutego 2010, 21:38 | Autor:

Te drugoligowe derby Łodzi z pewnością zostaną zapamięta i przejdą do historii z jednego, zasadniczego powodu. Były to derby, które po raz pierwszy w dziejach zbojkotowali kibice ŁKS-u. Powodem bojkotu było oficjalnie to, że liczba 1700 przyznanych im biletów okazywała się dla nich, jak twierdzili zbyt mała. Nie podobała się im również cena biletów i żądali jej zmniejszenia. Oficjalny komunikat brzmiał:

 

 Jeżeli nie dostaniemy decyzji o przyznaniu nam 3000 biletów w cenie 15 złotych postanowiliśmy, że zbojkotujemy derby. Uważamy, że takie działanie doprowadzi do zniknięcia OSTATNICH, prawdziwych derbów w Polsce. Piłka nożna to gra dla kibiców, nie dla działaczy, którzy boją się własnego cienia i najchętniej rozegraliby mecz przy pustych trybunach. Decyzja ta została podjeta przez wiele osób, zniesmaczonych tą marną prowokacją, aby to kibice ŁKSu znowu byli „be” a wszyscy inni „cacy”… Nie uda się nikomu skłonić nas do awantur i ukazania dobrego imienia kibiców ŁKSu w złym świetle, tak bardzo przez niektórych pożądanym… Kibice ŁKS, Stowarzyszenie Kibiców ŁKS, K100 ŁKS.

 

Argumenty zawarte w powyższym komunikacie można uznać za zupełnie nieprzemyślane, a nawet głupie a w konsekwencji szkodzące atmosferze kibicowsko-piłkarskiej w Łodzi. Co właściwie chciano osiągnąć tego chyba nie wiedzą nawet ci, którzy byli autorami komunikatu. Histeryczny tekst napisano pod publiczkę i chyba chciano wywołać wrażenie wśród niezorientowanych, że o to „zły Widzew” krzywdzi „biedny, niczemu nie winny ŁKS”. Nie liczono się nie tylko z realiami i wielkością stadionu Widzewa, ale także z jego kibicami, którzy i tak w przypadku 1700 biletów musieliby oddać swoją trybunę – Niciarkę – na potrzeby gości (w przypadku oficjalnej zgody na 3000 biletów byłaby to największa trybuna ”Pod Masztami” co zupełnie nie mogło wchodzić w grę).  Prezes Widzewa p. Puchalski ograniczył o 300 oficjalną liczbę biletów w stosunku do poprzednich derbów, mając jak mówił w pamięci burdy, jakie miały wtedy miejsce i postanowił powiększyć strefy buforowe m.in. dla potrzeb policji, gdyby zaszła taka potrzeba. To nie spodobało się ełkaesiakom a przyznana liczba 1700 biletów była tylko pretekstem do napisania powyższego komunikatu. Ełkaesiacy doskonale wiedzieli, że jak przyjdą w większej liczbie np. 2-2,5 tys. to i tak wejdą (zawsze się to tak odbywało), ale oficjalnie tłumaczyli się dbałością o zdrowie swoich kibiców. Gdyby to były prawdziwe powody to nie mogliby jeździć na wyjazdy a ich kibicowanie ograniczałoby się do ciągłego bojkotu wszystkiego i wszystkich. Rozmawiać o takich sprawach należy, ale w formie szantażu czy warunków nie do spełnienia, na pewno nic się nie uzyska ani teraz, ani w przyszłości. Hipokryzja była szyta grubymi nićmi od samego początku a jednym z powodów był kolejny mecz wyjazdowy ŁKS-u z Lechią Gdańsk, na który bardzo chcieli pojechać. Bali się otrzymania zakazu wyjazdowego, bo przewidywali rozróby swoich fanów i to jest sedno sprawy. Kwestia ceny biletów i robienie na złość działaczom Widzewa to już w ogóle śmiech na sali. Argumenty, które przedstawiali liderzy bojkotu były na tyle absurdalne, że doszło do sytuacji, że działacze ŁKS-u łącznie ze sponsorem klubu, namawiali kibiców ŁKS-u by poszli na mecz a „kibice” ŁKS-u stawali pod kasami i „tłumaczyli” kupującym bilety, żeby ich nie kupowali i dodatkowo robili plakaty (szok!!!) by nie iść na mecz swojego klubu i jemu dopingować. Mimo takiej postawy na derbach zjawiło się kilkudziesięciu (dokładnie naliczono 62) łamistrajków z ŁKS-u, z małą flagą barwówką i szalikami (jako „Rodowitych łodzian” było ich jak napisał Rodney w zinie „Od meczu do meczu” mniej niż flag Widzewa na tym meczu). Ludzie ci przyszli kibicować ŁKS-owi i mieli „gdzieś” postulaty swoich liderów, co ciekawe wielu tych, którzy nie poszli, bo po prostu się bali lub byli pod presją swojego środowiska wyrażało podobne myślenie po cichu do swoich znajomych, kolegów a nawet nieśmiało, w zawoalowany sposób na stronach internetowych klubu ŁKS. Efekt takiej postawy był zaskakujący. Sponsor klubu zapowiedział wycofanie się (ostatecznie tego nie zrobił) a wkurzeni działacze ŁKS-u słowami jednego z nich w telewizyjnych „Wiadomościach Łódzkich” kpili sobie z liderów bojkotu twierdząc, że „chcą 3000 biletów a na mecze ŁKS-u w Łodzi kupowanych jest ok. 1200-1500 wejściówek”. Wzburzenie ich było tak wielkie, że „puścili parę z ust” do gazet i podali faktyczną ilość sprzedawanych biletów na wszystkie wcześniej rozegrane (przed derbami) mecze ŁKS-u w Łodzi, w tej rundzie. Liczby te były niezmiernie ciekawe a opublikował je min. Dziennik Łódzki. Oto tekst:

 

Dotychczas we wspieraniu klubowej kasy kibice ŁKS wypadają blado, bowiem najwięcej biletów sprzedano na mecz z Kujawiakiem – 2115, a następnie na spotkania z Podbeskidziem – 1679, Szczakowianką – 1505, Polkowicami – 1423 i na mecz Pucharu Polski z Pogonią – 781.

Postawa kibiców ŁKS-u wzbudziła też politowanie wśród kibiców w całej Polsce. Większość zgodnie twierdziła, że „puścili focha”, bo o takiej liczbie biletów mogą tylko pomarzyć w innych miastach derbowych a w Łodzi oficjalnie przyznano gościom 3 razy więcej biletów niż wynikało to z taryfikatora 5 procentowego i jeszcze przydzielono jedną z trybun. W tym miejscu należy napisać, że część szalikowców Widzewa podzielała zdanie ełkaesiaków w sprawie nieugiętej postawy prezesa Puchalskiego i wywiesiła nawet transparent „Puchalski!! Gdzie Nasze Derby?! Pajacu!!”. Oczywiście można było mieć jakieś „ale” do prezesa za zbyt rygorystyczne podejście do tematu, lecz to nie on a kibice ŁKS-u zdecydowali, że nie przyjdą na derby i to wcale nie w małej liczbie. Jakiś czas po zakończeniu derbów wielu ełkaesiaków stwierdzało, że bojkot derbów to był jednak błąd. Tak czy inaczej atmosfera meczu nie przypominała derbów a już na pewno nie można było określać, że są to „Wielkie Derby Łodzi”. Doping przedstawiał się średnio i tylko momentami można było powiedzieć, że jest świetny. Jeżeli chodzi o oprawę ultras to kibice Widzewa zaczęli od serpentyn, które w dużej ilości poleciały na murawę równo z pierwszym gwizdkiem sędziego. Drugim i jednocześnie ostatnim elementem oprawy było flagowisko w przerwie meczu. I to nie byle jakie, bowiem składające się z przeogromnej ilości dużych flag na kijach rozpostartych na trybunie „Pod Masztami”. W czasie jego trwania odpalono wiele środków pirotechnicznych w postaci rac i stroboskopów. Wyglądało to pięknie a efekt, który uzyskano był piorunujący. W przeciwieństwie do ełkaesiaków, kolejny raz nie zawiedli przyjaciele z Chorzowa, stawiając się na meczu w licznym gronie. Warto też odnotować, iż w dniu derbów zadebiutował nowy widzewski periodyk zatytułowany „Od meczu do meczu”, którego autorami byli starsi kibice Widzewa.

Statystycznie było to 53 spotkanie derbowe w historii (trzecie w drugiej lidze), które 01.10.2005r. obejrzało ok. 8 tys. widzów. Mecz był bardzo ciekawy i emocjonujący, szczególnie w drugiej połowie, gdy gra była bardziej wyrównana. Pierwsza część gry należała zdecydowanie do Widzewiaków i gdyby wykorzystali w niej swoje sytuacje, to by wygrali. Końcowy wynik 2:2 (1:0) był więc wynikiem, który nie usatysfakcjonował fanów gospodarzy. Mecz rozpoczął się z małym opóźnieniem – boisko zostało zasypane serpentynami. Widzewiacy rozpoczęli z większym animuszem i zyskali przewagę. W 5 minucie z narożnika pola karnego uderzył Lato, ale zbyt lekko by zaskoczyć Bogusława Wyparłę. Chwilę potem, po dośrodkowaniu Rafała Pawlaka w pole karne, fatalną interwencją popisał się golkiper ŁKS-u, jednak nadbiegający Szeliga nie zdołał sięgnąć piłki i skierować jej do bramki. W 17 minucie po wrzutce Marcina Nowaka, z woleja próbował uderzyć Pawlak, ale nieczysto trafił w futbolówkę, którą pewnie schwytał Wyparło. Jednak już 60 sekund później bramkarz gości skapitulował. Z rzutu wolnego dośrodkował Lato, podanie głową przedłużył Pawlak i piłka trafiła w pole karne do Grzelaka. Napastnik Widzewa najpierw przerzucił futbolówkę nad Wyparłą, a następnie mimo asysty jednego z obrońców ŁKS-u skierował ją do pustej bramki. W 27 minucie po raz pierwszy było gorąco w polu karnym gospodarzy, ale Igor Sypniewski po ograniu dwóch rywali uderzył obok słupka. W odpowiedzi po dalekim podaniu Laty w dogodnej sytuacji znalazł się Pawlak, który świetnie uwolnił się spod opieki obrońcy i stanął oko w oko z Wyparłą. Niestety Widzewiak źle wypuścił sobie piłkę i wywalczył tylko rzut rożny. Po chwili z dystansu mocno uderzał Sławomir Szeliga, lecz kilka metrów nad bramką. W 36 minucie mało brakowało by po wrzutce Grzelaka do własnej bramki trafił Aleksander Radunović, ale piłka po jego szczupaku o centymetry minęła słupek. Potem ponownie zza pola karnego kropnął Szeliga, jednak udanie interweniował golkiper gości. W 40 minucie powinno być 2:0 dla Widzewa. Świetną akcją popisał się Kamil Kuzera. Wbiegł w pole karne i wyłożył piłkę Pawlakowi. Tem niestety źle trafił w futbolówkę, do której dopadł jeszcze Grzelak. Najskuteczniejszy piłkarz Widzewa jednak przestrzelił. Po przerwie pierwsi groźnie zaatakowali ełkaesiacy. W 49 minucie główkował Sypniewski, jednak nad bramką. W rewanżu, trzy minuty potem, pięknym uderzeniem z 14 metrów popisał się Grzelak, lecz równie dobrze spisał się Wyparło, który wybił piłkę na róg. W 62 minucie po dośrodkowaniu jednego z piłkarzy ŁKS-u i błędzie Tomasza Michalskiego, futbolówkę z dwóch metrów do bramki Widzewa wbił Kłus. Gol dla gości wprowadził sporo nerwowości w poczynania czerwono-biało-czerwonych, a zespół z al. Unii przejął iniciatywę. Już w 64 minucie ŁKS mógł objąć prowadzenie, ale Sypniewski przegrał pojedynek sam na sam z Kościukiewiczem. Jednak osiem minut później widzewski bramkarz nie miał nic do powiedzenia po świetnym uderzeniu Jarosława Piątkowskiego z 25 metrów i prezencie od ponownie Tomasza Michalskiego. Na stadionie zapanowała konsternacja. Na szczęście tylko dwie minuty potrzebowali gospodarze by doprowadzić do wyrównania. Na bramkę ŁKS-u uderzył Davor Maras, piłkę zablokował jeden z obrońców gości, ale dopadł do niej Grzelak i strzałem w długi róg zdobył drugiego gola w derbowym pojedynku. To podbudowało Widzewiaków, którzy walczyli nadal o zwycięstwo. W 74 minucie nad bramką uderzył Maras, a następnie mocnym strzałem popisał się Grzelak, jednak również nad poprzeczką. W 90 minucie niepewnie interweniował Kościukiewicz po strzale Sotirovicia zza pola karnego. Natomiast w doliczonym czasie gry dwukrotnie w opałach był Wyparło, ale nie dał się pokonać ani Kardaszowi, ani Marasowi.